Do wydarzeń, zarejestrowanych przez kamery monitoringu, doszło na korytarzu szkoły. Uczennica rzuciła się z nożem na koleżankę i dźgnęła ja w twarz i szyję. Inna gimnazjalistka próbuje oddciągnąć napastniczke. Na korytarzu są także dwie nauczycielki - pierwsza szybkim krokiem przechodzi obok kotłujących się gimnazjalistek. Druga na chwilę staje, waha się, co zrobić, a potem ucieka. Ofierze udaje się w końcu uciec i uczennica z nożem zostaje na korytarzu, aż w końcu odbiera go jej inna nauczycielka.

Przeciwko obu nauczycielkom wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Jedna przyjęła naganę z ostrzeżeniem, drugą - wskutek składanych przez nią odwołań - uniewinniono, stwierdzając, że działała pod wpływem stresu. W sądzie wciąż jednak toczy się sprawa o odszkodowanie, którego żąda zraniona uczennica. Napastniczkę uznano za niepoczytalną.

Sprawa wywołała burzliwą dyskusję o tym, gdzie powinny leżeć granice odpowiedzialności nauczyciela.
- Mam swoje życie. I nie mam obowiązku go narażać, by bronić ucznia. Mam prawo się bać. Łatwo wydawać sądy, gdy siedzi się wygodnie przy biurku. Procedury szkolne mówią, że pierwsza rzecz, którą nauczyciel ma zrobić, gdy zagrożone jest życie ucznia, to wezwać pogotowie, policję oraz udzielić pierwszej pomocy. Że zostawiłam dzieci same na korytarzu? Myślałam, że drugi nauczyciel pełni dyżur, krzyknęłam: "lecę" i pobiegłam. - tłumaczy nauczycielka.
Jej zachowania broni także były kurator oświaty, Jerzy Lackowski, który podkreśla, że sytuacja była ekstremalna, a osoby, które stawiają nauczycielce zarzuty, same powinny się zastanowić, czy poświęciłyby się dla ucznia.
Adwokat poszkodowanej nie podziela tego zdania. Uważa, że o ile pierwszy cios padł z zaskoczenia, to drugiemu dałoby się zapobiec. Poza tym, jego zdaniem, niedopuszczalne było pozostawienie uczennicy z nożem na korytarzu bez ostrzeżenia nieświadomych niczego gimnazjalistów.  Więcej>>