- "Lista nie mówi, ile utworów przeczytać i w jakich fragmentach, bo znać trzeba wszystkie. Wskazuje tylko, które na pewno trzeba omówić" - mówi Wiceminister Edukacji Zbigniew Marciniak.
Pomysł wskazania lektur najważniejszych ma związek z egzaminami. Uczeń będzie się spodziewał pytań wprost odnoszących się do treści książki specjalnie oznaczonej na liście. Jak wyjaśnia Marciniak, znajomość pozostałych lektur będzie potrzebne przy pytaniach przekrojowych.
Zdaniem Katarzyny Walentynowicz, polonistki z warszawskiego liceum: "Bardzo dużo jest lektur, które przerobić można, ale nie trzeba. Jeśli na maturze pojawi się temat dotyczący lektury fakultatywnej, będzie kłopot" - przewiduje. Jej zdaniem lepiej, by młodzież miała jasno określone lektury i tylko na ich podstawie odbywał się egzamin. "Jeden nauczyciel wymaga więcej, inny mniej. To oznacza, że część uczniów przygotuje się lepiej, inna gorzej. Jeśli matura ma być porównywalna, dobrze, by szanse były równe" - mówi.
Marcin Król, historyk idei, dodaje: "To oczywiste, że czytanie lektur szkolnych sprowadzi się do pozycji oznaczonych gwiazdką, których nie można pominąć. Może ktoś przeczyta inne dla przyjemności, ale na to bym nie liczył."
Z kolei dla Jacka Dehnela, poety młodego pokolenia, wyodrębnienie podlisty jest oczywistym sygnałem, że można czytać jeszcze mniej. "Jeśli młodzieniec nie czyta, nie znaczy to, że listę trzeba zmniejszać, aż jej wymagania będzie mógł spełnić każdy leń i gamoń" - komentuje.
Dziennik, 3 grudnia 2008 r., Iwona Dudzik








