Beata Igielska:  Czym charakteryzuje się szkoła Cogito, skoro nawet powstała na jej temat książka?

Marzena Kędra, dyrektor Szkoły Podstawowej Cogito w Poznaniu, działaczka edukacyjna, autorka książki, która ukazała się 24 maja, „COGITO. Szkoła z własnym obliczem”, Nauczyciel Roku 2012. Publikacja doskonale wpisuje się w oddolną dyskusję nauczycieli: jaka powinna być szkoła po pandemii: Bardzo trafnie opisał naszą szkołę jeden z rodziców, ujmuje mnie jego wypowiedź. Brzmi to mniej więcej tak: szkoła jest optymistyczna, pełna radości, dalece odmienna od tych, w których dominuje nuda i lęk, gdzie uczeń nie jest bezosobowym numerkiem z dziennika. Kiedy wchodzi się do szkoły Cogito, widzi się swobodne dzieci. Bez problemu, bez poczucia wyższości potrafią wchodzić w interakcje rówieśnicze. Bardzo mocno widać kontrast z innymi szkołami.

Jak się tworzy taką szkołę?

Tu duża zasługa nauczycieli. Ci w Cogito to ludzie wyjątkowi, z pasją, z tym "genem" nauczycielskim, ale też mają silne własne zainteresowania, którymi zarażają dzieci. Są otwarci, gotowi do pomocy. Sprzyja temu filozofia pracy, cała koncepcja. Wykluczamy ocenianie, budujemy u dziecka motywację wewnętrzną. Nauczyciele - mistrzowie robią to genialnie. Dopiero od klasy VII jest system mieszany, są oceny opisowe i na zaliczenie cyfrowe. Nie urządzamy wyścigu szczurów, każde dziecko jest dla nas ważne i każde jest nagrodzone na koniec roku odznaką i dyplomem w dziedzinie, w której jest najlepsze. Świadectw z biało - czerwonym paskiem nie celebrujemy. Tej koncepcji doświadczam i tworzę ją prawie przez całe pedagogiczne życie. Najpierw 20 lat jako nauczycielka klas I-III, potem jako dyrektorka w małej szkole, a od 7 lat jako dyrektorka Cogito. Siedem lat temu zaczynaliśmy od klasy pierwszej. Nauczyciele rekrutowani do pracy wiedzieli, w jakiej szkole będą pracować, na jakim fundamencie filozoficznym się ta praca opiera. Do tej pierwszej rekrutacji zgłosiło się 800 nauczycieli, przyjęliśmy 10 osób. Wspólnie zaczęliśmy tworzyć naszą „szkołę kreatorów świata”, bo tak ją nazywamy. Z czasem nasza społeczność rozrosła się. Nauczyciele uczą się od siebie wzajemnie, ale też są tutorami dla nauczycieli rozpoczynających pracę, zarażają pasją do uczenia, pasjami życiowymi, przyjaźnią się. To tworzy społeczność ludzi współpracujących, szanujących się, lubiących ze sobą przebywać. To ma przełożenie na uczniów. Ważną rolę odgrywają rodzice. Jeśli posyłają swoje dziecko do naszej szkoły, są świadomi, że jest alternatywna, znają jej koncepcję. Tak tworzy się społeczność, gdzie wszyscy czują podobnie, a wtedy łatwo jest odnaleźć wspólne ścieżki.

Jeśli nie ma ocen, jak Państwu idzie motywowanie dzieci do nauki? Czy osiągają dobre wyniki?

Jeszcze nie mamy wyników po egzaminie klasy ósmej. To co osiągamy, a mówią o tym osoby z zewnątrz, dzwonią, piszą do nas, a czasami zapisują do nas swoje dzieci, podkreślają, że dzieci, które przychodzą do nas na spotkania, wykłady, zupełnie inaczej funkcjonują, są otwarte, nie boją się zabrać głosu, nie boją się nieszablonowo podejść do problemu, żeby go rozwiązać. Widać, że te dzieci są szczęśliwe, a przez to nie są zestresowane i mają łatwość w pokazywaniu swoich walorów, zalet, mówią głośno o tym, co i jak robią. Motywujemy dzieci do pracy mimo braku stopni poprzez techniki pracy. Na przykład już pierwszak wie, co będzie robić przez najbliższy tydzień, dyskutuje z nauczycielem i kolegami, jakie zadania będzie chciał realizować. Potem bierze za nie odpowiedzialność, skoro sam je wybrał. Odpowiedzialnie zmotywowany wykonuje je i nie jest potrzebna zachęta w postaci piątki czy szóstki. Praca wynika z własnych potrzeb. Bardzo ważne też są zainteresowania dzieci. U nas nie ma przymusu realizacji programu nauczania, pakietu edukacyjnego krok po kroku. Program nauczania i jego realizacja podyktowane są naturalnymi zainteresowaniami dziecka. Jeśli dzieci w klasie drugiej zainteresowane są mitami greckimi, nauczyciel nie mówi: słuchajcie, mity to są dopiero w programie nauczanie w klasie piątej, tylko realizuje treści z podstawy programowej, wykorzystując mity greckie, dostosowując je do percepcji dzieci w tym wieku. Nam jest łatwiej robić takie rzeczy, bo właśnie nie mamy pakietów edukacyjnych, bo jak mówi pedagog Freinet, na którego myśli oparliśmy naszą filozofię, pakiety edukacyjne są szkodliwe w procesie nauczania i należy je zastąpić innymi sposobami. Co nie znaczy, że dzieci nie korzystają z biblioteczki pracy, taka dobrze wyposażona jest w każdej klasie.

 

Może przedstawi Pani jeszcze jakąś technikę pracy motywującej dzieci?

Są to fiszki autokorekcyjne. Dziecko podąża zgodnie ze swoim tempem, ze swoimi umiejętnościami. W naszej szkole nie uczymy czytać "po szkolnemu", czyli nie uczymy liter od początku, tylko dziecko dostaje tekst i czyta. W przypadku tych, które nie potrafią czytać, nauczyciel indywidualizuje pracę zgodnie z potrzebami dziecka. To też wpływa na budowanie motywacji wewnętrznej. Dzieciaki w Cogito uwielbiają czytać. W czasie lockdownu brakowało mi bardzo widoku na korytarzach, w klasie, w kąciku relaksacyjnym, jak dzieci siedzą zatopione w lekturze.

Ile macie dzieci w szkole, skoro udają się takie cuda?

Dużo - 495. Mistrzynie i mistrzowie z Cogito potrafią zdziałać cuda.

A dlaczego Pani ojcem duchowym został Freinet, jeszcze zanim go Pani przeczytała?

Jako młoda nauczycielka byłam wyposażona w teorię, że muszę dzieci nauczyć. Teraz to wiem, po wielu latach, mam świadomość, że chodzi o nauczenie dzieci, jak się uczyć. Wtedy nauczenie dzieci szło mi z oporami, wcale nie bardzo chciały się uczyć, miały trudności wychowawcze, społeczne i edukacyjne. Przez przypadek trafiłam na jedną z książek Aliny Semenowicz „Nowoczesna szkoła i francuska technika Freineta”. Przeczytałam i stwierdziłam: przecież to jest to, czego potrzebują moje dzieci. Zaczęłam intuicyjnie robić pewne rzeczy. Potem trafiłam na wybitnych nauczycieli freinetowskich: Halinę Semenowicz, Zofię Napiórkowską, Bogusławę Kollek - starsze, doświadczone koleżanki, które zawsze mnie wspierały, pomagały. Bo ruch freinetowski zawsze się wspierał i pomagał sobie nawzajem. Nauczyciele ci byli wyspą oporu edukacyjnego. Zaczęłam żyć z tą pedagogiką i stała się ona nie tylko moim drogowskazem, ale moją pedagogiką życia. Bo jest bardzo uniwersalna i dotyczy człowieka jako całości, jako osoby, która ma potrzebę wchodzenia w relacje, potrzebę współpracy, współbycia i dawania przestrzeni, żeby dziecko było wolne, autonomiczne, żeby umiało rozwiązywać problemy. Tak też starałam się wychowywać moją córkę, dając jej wolność, przestrzeń, autonomię, przyzwolenie na popełnianie błędów.


Właśnie wymienia Pani kompetencje przyszłości, które ostatnio zostały ogłoszone, a które większość szkół z sukcesem zabija...


Tak niestety jest. Ale wie pani, ja już wiele lat pracuję - rządy się zmieniały, polityka się zmieniała. Niejedną reformę przeżyłam, ale jakoś nigdy nie zajmowałam się tym. Owszem, był moment, rok 1999, kiedy wchodziły gimnazja i uznałam, że to jest coś świetnego, byłam trenerem tej nowej wizji szkoły. Wkładałam ludziom do głowy idee zreformowanej szkoły i edukowałam ich na konferencjach. Ale to był tylko moment. Potem się zatrzymałam i stwierdziłam, że trzeba robić swoje, to, co się czuje, co mówi intuicja. Nie można się zatracić. Dla mnie zawsze najważniejsze było dziecko, żeby ono było szczęśliwe, nie stresowało się, żeby z przyjemnością przychodziło do szkoły. Nawet jak mu coś nie wyjdzie, nie będzie czegoś umiało, to nauczyciel jest przewodnikiem, który zauważy, czego nie potrafi, który mu pomoże i będzie go wspierał. To musi być praca oparta na zaufaniu. Wtedy wszystko się układa.

Na koniec proszę opowiedzieć historię o koniu, który nie odczuwa pragnienia oraz co znaczy „zejdź z katedry i zawiń rękawy”.

Konia można przyprowadzić do wodopoju, ale jeśli nie będzie chciał pić i tak się nie napije. Tak samo jest z dzieckiem. Można wkładać mu do głowy różne rzeczy, ale jeśli nie będzie czuło pragnienia, to się nie nauczy. To wiąże się z planowaniem pracy. Jeśli dziecko wybierze sobie samo pracę, to wtedy ją wykona. Nawet jeśli popełni błędy, będzie miało niepowodzenia, ale to jest jego wybór, który podsyca pragnienie. A „zejdź z katedry i zawiń rękawy” to piękna gawęda: trzeba stanąć na równi z dziećmi, pochylić się nad nimi. Nie można prowadzić lekcji - wykładu ex cathedra, gdzie wszystkie stoły, ławki ustawione są frontalnie, a nauczyciel jest na początku klasy i wszyscy pracują tak samo. Więc zejdź z katedry i zawiń rękawy, stań do pracy z dziećmi. Nawet jeśli, nauczycielu, czegoś nie umiesz, nie powinieneś się obawiać o tym powiedzieć, bo jesteś istotą żyjącą i masz prawo nie wiedzieć, masz prawo popełnić błąd. Ale przede wszystkim chodzi o bycie z dzieckiem, by razem z nim pracować i mu towarzyszyć. Nauczyciele w Cogito nie mają oporów, żeby usiąść na podłodze z dziećmi i coś wspólnie razem robić. Nie mają oporu, żeby się przebrać w celu zainteresowania uczniów tematem. Niedawno, Monika, nauczycielka plastyki i wychowawczyni klasy IV miała urodziny. I na ten dzień zaplanowała nocowanie w szkole. Mówię: pani Moniko, przecież pani dziś ma urodziny. A ona mi na to: ale pani dyrektor, to będą najpiękniejsze urodziny w moim życiu, bo spędzone z moimi uczniami. Tacy są nauczyciele w Cogito. O każdym mogłabym takie historie opowiadać.

Pani książka ukazuje się w dobrym momencie, gdy toczy się oddolna dyskusja, jaka powinna być szkoła po pandemii. Czy koncepcja Cogito jest możliwa na szeroką skalę?

Czy po pandemii czy przed, taka szkoła jest możliwa. Każdy z nas, nauczycieli, ma możliwości, żeby system zmieniać, żeby tworzyć taką szkołę.