Beata Igielska: Od dawna przygląda się pan zjawisku znikania młodych, zdolnych nauczycieli, czy to zjawisko się pana zdaniem pogłębia?

Prof. Roman Leppert z Wydziału Pedagogiki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, kierownik studiów doktoranckich; w kadencji 2020 - 2023 przewodniczący Sekcji Pedagogiki Ogólnej Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.: Zacznijmy od tego, że z systemu znikają nie tylko młodzi nauczyciele, znikają również ci, którzy uzyskują mistrzostwo, profesjonalizm, albo – mówiąc językiem pewnej koncepcji pedagogicznej – postkonwencjonalny poziom rozwoju zawodowego, młodzi natomiast coraz częściej do tego systemu z różnych powodów nie wchodzą. Żeby odpowiedzieć na pytanie: dlaczego tak się dzieje, warto wyróżnić trzy poziomy analizy: jednostkowy -indywidualny, instytucjonalny, systemowy.
Na poziomie jednostkowym mamy do czynienia z indywidualnym rozwojem, formalnie ujmowanym w ramy stopni awansu zawodowego. Najciekawsze jest to, co dzieje się poza tymi formalnymi ramami, osiąganie czegoś, co moglibyśmy umownie nazwać mistrzostwem pedagogicznym. Zestawmy to ze zmianami, które dokonują się na poziomie instytucjonalnym, konkretnej szkoły. Tu mamy do czynienia z dużym zróżnicowaniem pomiędzy poszczególnymi placówkami, zależnym w największym stopniu od dyrektora, ten może pełnić swoją rolę na wiele różnych sposobów. Podzielmy je schematycznie na dwa: dyrektor może być stymulatorem lub inhibitorem rozwoju, może wspierać lub ograniczać rozwój pracujących w szkole nauczycieli.

Czytaj: Koniec autonomii szkół - kurator zdecyduje, dyrektor odpowie>>
 

Nie bez znaczenia jest także sposób, w jaki funkcjonuje zespół nauczycielski - pytanie, czy dominuje w nim rywalizacja, czy współpraca? Na to nałóżmy zmiany, jakie dokonują się w systemie, zarówno te strukturalne (jak np. reforma Minister Zalewskiej z 2016 roku), jak i programowe, wprowadzane znacznie częściej. Na poziomie systemowym najsilniej dają o sobie znać jednocześnie uwarunkowania polityczne, wystarczy np. zmiana ministra, żeby system zmienił kurs, w przypadku zmiany ugrupowania politycznego sprawującego władzę taka zmiana jest niemal pewna. Profesor Bogusław Śliwerski dowodzi w swoich pracach, że o ile nie udało się nam uspołecznienie oświaty, o tyle jej upartyjnienie ma się dobrze, żeby nie powiedzieć coraz lepiej.

 


 

Dlaczego system zniechęca najlepszych?

Wyobraźmy sobie rozwijającego się nauczyciela, który osiąga wyższy pułap rozwoju - i nie chodzi tu o stopień awansu zawodowego, lecz o nauczycielską autonomię - któremu przychodzi pracować w szkole zarządzanej przez dyrektora będącego inhibitorem rozwoju, w zdominowanym przez ceniących status quo nauczycieli zespole, a na to nakłada się następująca w funkcjonowaniu systemu zmiana, której ów nauczyciel nie akceptuje, np. centralizacja, albo ograniczenie nauczycielskiej autonomii, że nie wspomnę o innych głośnych ostatnio projektach. Co w takiej sytuacji ma zrobić nauczyciel? Może poszukać pracy w innej szkole, może zmienić pracodawcę - przejść np. do szkoły niepublicznej, może jednak też wyjść z systemu, tworząc sobie przestrzeń do funkcjonowania w innej roli. Może też podjąć próbę zmiany, np. ubiegając się w konkursie o funkcję dyrektora. Warto jednak pamiętać, że jako dyrektor(ka) ma szansę na wprowadzenie zmian w konkretnej szkole, ale w systemie już nie.

Czytaj: Minister: Zmiany nie zagrożą autonomii oświaty, bo autonomii nie ma>>
 

Znam takich, którzy odchodzą ze szkół w złym stanie psychicznym, skonfliktowani z dyrektorem. Myślę, że przełożeni boją się ludzi mocnych merytorycznie.

Ja też takich znam. I wielu takich, którzy pozostają w szkole, ale nie wykorzystują swojego potencjału, mówiąc metaforycznie: nie rozwijają skrzydeł, na czym tracą nie tylko oni, ale również uczniowie. Ci nauczyciele nie robią tego, co by mogli, gdyby funkcjonowali w sprzyjających okolicznościach.

Dyrektorzy boją się mocnych merytorycznie nauczycieli wtedy, kiedy sami są merytorycznie słabi, a jednocześnie motywację do kierowania czerpią jedynie z chęci sprawowania władzy nad innymi lub – co gorsze – są motywowani ekonomicznie - więcej zarobię. Jedyny znany mi sposób pełnienia roli dyrektora, który zapobiega niebezpieczeństwu odchodzenia ze szkoły nauczycieli wyrastających ponad instytucjonalne uwarunkowania, to bycie liderem, takim primus inter pares, pierwszym wśród równych, kimś, kto potrafi organizować pracę nie tylko indywidualną, ale również zespołową, potrafi wzbudzać motywację wewnętrzną, doceniać, gdy nauczyciel na to zasługuje, bywa, że skarcić, gdy zachodzi taka potrzeba, ale tylko na osobności, w cztery oczy. Znajduje tu zastosowanie maksyma Lao Tse: „o dobrym przywódcy ludzie mówią: zrobiliśmy to sami”.

 


Ale też pamiętajmy, że dyrektorzy spotykają się ze sprzecznymi oczekiwaniami ze strony uczniów, rodziców, nauczycieli, władz samorządowych i oświatowych.

Tak, pogodzenie tych, często wewnętrznie sprzecznych oczekiwań naprawdę nie jest łatwym zadaniem. Wyobraźmy sobie sytuację, w której w szkole pracują dwie grupy nauczycieli: jedna wprowadzająca zmiany, poszukująca ciągle czegoś nowego, eksperymentująca, i druga, dla której najważniejszy jest święty spokój, zachowanie status quo. Załóżmy nawet, że te grupy są równoliczne. Co w takiej sytuacji ma zrobić dyrektor? Którą z grup wspierać? W tej rozmowie możemy sobie pozwolić na takie uproszczenie, gdybyśmy jednak przyjrzeli się funkcjonowaniu zespołów nauczycielskich, szybko byśmy zauważyli, że tych linii podziałów jest znacznie więcej.

Świetni nauczyciele odchodzą do działań okołoedukacyjnych i tam się spełniają. Znamy sporo przykładów: Oktawia Gorzeńska, Marta Młyńska, Zyta Czechowska.

Jeżeli tak się dzieje, to całe szczęście, pozostają bowiem w szeroko pojętej sferze edukacji. Gorzej, gdy rezygnują z pracy w tym obszarze w ogóle, znajdują sobie nową przestrzeń do aktywności zawodowej. Od razu jednak trzeba przyznać, że takie spełnianie się na własną rękę nie jest zadaniem łatwym. To, że jestem np. dobrym nauczycielem matematyki, mam dobry kontakt z uczniami,nie oznacza wcale, że poradzę sobie na wolnym rynku, że to, co mam do zaoferowania spotka się z zainteresowaniem ze strony władz oświatowych, dyrektorów czy innych nauczycieli. Ułatwione zadanie mają ci, którzy już wcześniej byli rozpoznawalni, nie ograniczali własnej aktywności do szkoły, w której pracowali, dzielili się z innymi swoim doświadczeniem, organizowali webinaria, prowadzili blogi, zajęcia na studiach podyplomowych itd. Tego typu działań znajdziemy wśród nauczycieli mnóstwo. Bycie rozpoznawalnym, posiadanie dorobku wykraczającego poza wymagania stawiane podczas kolejnych stopni awansu zawodowego, a także umiejętność pokazania go innym, posiadanie przysłowiowej umiejętności „sprzedawania się” – tego, co mam do zaoferowania - sprawia, że łatwiej w takich okołoedukacyjnych działaniach się odnaleźć. Popularną formą, przewidzianą przez prawo oświatowe, jest tworzenie niepublicznych placówek doskonalenia nauczycieli. Ponieważ system gwarantuje środki na doskonalenie czynnych zawodowo nauczycieli to – przy umiejętnym wejściu na rynek i odnalezieniu się na nim – taka placówka ma szansę się utrzymać. Co ciekawe, takie placówki tworzą np. osoby, które były wcześniej dyrektorami szkół – liderami, które potrafią organizować pracę nie tylko własną, ale również innych osób. Tworzą je również osoby, które uzyskały wcześniej zaszczytne miano Nauczyciela Roku.

Czytaj: Początek roku pokaże skalę kadrowych problemów szkół>>
 

Jak zatrzymać ten kapitał w szkole? Bo tu nie chodzi o pieniądze, oni zazwyczaj kochają swoją pracę.

Zacznę od przypomnienia jedenastego przykazania, które przypisywane jest Erikowi Eriksonowi, psychologowi, twórcy psychospołecznej koncepcji rozwoju dokonującego się poprzez rozwiązywanie kolejno pojawiających się kryzysów. Brzmi ono: nauczycielu, pozwól swojemu uczniowi przerosnąć siebie. Parafrazując to przykazanie powiedziałbym: dyrektorze, pozwól swojemu wyrastającemu ponad ogół nauczycielowi działać, twórz mu warunki do realizacji jego pomysłów, wspieraj, jak możesz i jak potrafisz. To jednak może nie wystarczyć. Trzeba czegoś więcej. Trzeba tworzenia kultury szkoły, w której zmiana, rozwój będą czymś naturalnym, w której innowatorzy, eksperymentatorzy, czyli tzw. „niespokojne duchy”, którym chce się czegoś więcej i/lub inaczej będą nie tylko tolerowani, akceptowani, ale będą doceniani, nagradzani, bo to oni właśnie decydują o funkcjonowaniu placówki, o jej progresie, regresie czy status quo. Potrzeba również systemowego przyzwolenia na poszukiwanie, na eksperymentowanie, bez zbędnego biurokratyzowania tego procesu. 

Ci twórczy ludzie skrzykują się przez media społecznościowe, robią niesamowite akrobacje edukacyjne i nagle znikają...

Nauczyciele nie różnią się pod tym względem od innych grup społecznych czy zawodowych. Tak samo jest z politykami, sportowcami, aktorami, naukowcami i innymi. Bywają zespoły jednego przeboju, bywają aktorzy jednej roli, bywają politycy jednej kadencji, bywają nauczyciele jednej akcji. To chyba normalne, nie unikniemy tego. Bardziej interesujące jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: jak to się dzieje, że są nauczyciele, którzy funkcjonują w przestrzeni publicznej przez wiele sezonów, którzy mają wciąż coś nowego do zaoferowania. Próbując odpowiedzieć na to pytanie bez wnikania w szczegóły wskazałbym na dwa warunki powodzenia, umożliwiające utrzymanie się „na scenie” dłużej. Pierwszym z nich jest ciągłe inwestowanie w siebie, śledzenie nowości, nie tylko tych wydawniczych, dokształcanie i doskonalenie się, to przysłowiowe bycie o krok przed innymi, zgodnie z zasadą: zanim inni o czymś pomyślą, ja już to robię. Drugim warunkiem jest odnajdywanie się w przestrzeni społecznej, bardzo zmiennej, dynamicznej, dziś coraz częściej, a właściwie najczęściej, wirtualnej. To wymaga całego repertuaru umiejętności, które pozwalają w tej niełatwej przestrzeni się poruszać.

Przypominam sobie film, o aktorze, który był gwiazdą kina niemego, i jednocześnie nie potrafił się odnaleźć, gdy filmy zostały udźwiękowione. Tak samo jest z nauczycielami. Mieliśmy wielu świetnych nauczycieli epoki kredy, którzy dziś mają problem z poradzeniem sobie z funkcjonowaniem w wirtualnej rzeczywistości, chociaż gwoli sprawiedliwości trzeba stwierdzić, że nauczyciele wykonali na tym polu ogromną pracę w krótkim czasie. Niech dobrym prognostykiem będzie fakt, że Pan Belfer czyli Dawid Łasiński, został ostatnio twórcą roku, nie tylko w sferze edukacji, ale twórcą roku w ogóle, wśród wszystkich dziesięciu dziedzin, z których twórcy byli wyłaniani.