– Studenci mogą się czuć oszukani – mówi cytowany przez "Dziennik Gazeta Prawna" Mateusz Mrozek, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej. Chodzi o osoby, które w przyszłym roku akademickim zamierzają wyjechać na naukę do zagranicznej szkoły wyższej w ramach programu Erasmus+. - Problemem jest to, że uczelnie w momencie, kiedy zaczynają rekrutację, nie wiedzą, jakimi środkami ostatecznie będą dysponować – ocenia Tomasz Brańka, koordynator uczelniany programu Erasmus na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Beata Skibińska, zastępca dyrektora programu Erasmus+ ds. szkolnictwa wyższego z Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji tłumaczy, że nie ma możliwości, aby narodowa agencja wcześniej przesyłała uczelni informację o dotacji. – Określamy jej wysokość dla poszczególnych szkół wyższych, czyli dzielimy pieniądze dopiero po uzyskaniu od nich wniosku wskazującego, ile osób planują wysłać na zagraniczne studia i o jaką kwotę zabiegają – zaznacza Beata Skibińska. – W skali kraju pula dofinansowania na mobilność studentów i pracowników nie maleje – wynosi ok. 43 mln euro, ale liczba szkół wyższych, które przystępują do programu, rośnie tak jak liczba jego uczestników. Dlatego do uczelni, które już w Erasmusie+ brały udział, płynie mniej pieniędzy. To czysta matematyka – podlicza Beata Skibińska. Więcej>>>