Zgłosili się m.in. studenci mechaniki i budowy maszyn na jednej z państwowych uczelni, skarżyli się, że szkoła zmieniła zasady zaliczania przedmiotu już po tym, jak wystawiono im pozytywną ocenę końcową. Skutkowało to koniecznością powtarzania semestru. Po interwencji rzecznika przeprowadzono egzaminy komisyjne, ale i tak wiązało się to z dodatkowymi kosztami, których studenci zamierzają dochodzić na drodze sądowej.
Podobne skargi wpływają również do posłów.
– Jeżeli zajęć nie zalicza z zasady np. 20–30 osób albo zalicza tylko kilka na całą kilkudziesięcioosobową grupę, to można podejrzewać, że celem takiego działania rzeczywiście nie jest wysoka jakość kształcenia, ale bardziej chęć zysku – stwierdza Joanna Borowska z PIS. I wyjaśnia, że każde zajęcia na uczelni są punktowane. Przykładowo jeden przedmiot to 5 punktów ECTS. Nawet jeżeli za jeden punkt powtarzanych zajęć trzeba zapłacić 100 zł, to nie trudno policzyć, że niezaliczenie przedmiotu kilkudziesięciu osobom po prostu się opłaca.
Uczelnie tłumaczą, że oblewanie studentów z premedytacją nie miałoby najmniejszego sensu, bo to żaden zysk dla uniwersytetu, którego budżet wynosi kilkaset milionów złotych.
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna", stan z dnia 3 marca 2016 r.
Dowiedz się więcej z książki | |
Akta karne dla aplikantów
|