To efekt obowiązujących już zmian w artykule 63 ustawy - Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, który nakazuje odrębne prowadzenie studiów stacjonarnych i niestacjonarnych. Koniec zatem ze wspólnymi grupami. Uczelnie będą musiały się do tego sprawnie dostosować.

 

Prof. Pisuliński: Po reformie jest problem z finansowaniem wydziałów prawa>>

 

Próba walki z nadużyciami

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zdecydowało się na wprowadzenie takiej zasady, by zapobiegać nadużyciom. Na podstawie starych przepisów, niektóre uczelnie kazały bowiem studentom wieczorowym i zaocznym płacić za organizację zajęć, a potem odsyłały ich do grup dla studentów dziennych. W ten sposób nie ponosiły dodatkowych kosztów.

Było to szczególnie uciążliwe dla osób studiujących w trybie weekendowym, które wybrały taką formę dlatego, by łączyć pracę ze studiami. Takie praktyki budziły też wątpliwości, jeżeli chodzi o finansowanie zajęć - bo organizowano ich mniej, a pokrywano koszty i z opłat za studia, i z budżetu przeznaczonego na studia stacjonarne.

 

 


 

Koniec z elastycznością

Restrykcyjny podział zajęć może okazać się jednak wylaniem dziecka z kąpielą. Możliwość łączenia grup, zwłaszcza w przypadku studiów wieczorowych, często pozwalała wzbogacić ofertę.

- Do tej pory nie było u nas takiego różnicowania, dawaliśmy studentom możliwość swobodnego kształtowania zajęć - mówi dr hab. Sławomir Żółtek prodziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Dodaje, że teraz Wydział musi prowadzić segregację, która nie jest niczym uzasadniona - konieczne będzie wprowadzenie dodatkowych seminariów, bloków specjalizacyjnych. Zmusi to wydział do podwajania niektórych zajęć lub prowadzenia ich cyklicznie, np. co dwa lata. Jak podkreśla prodziekan, wiąże się to oczywiście z wyższymi kosztami.

Na ten problem zwraca też uwagę prof. Jerzy Pisuliński, dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wskazuje, że dotychczasowe przepisy dawały studentom większą swobodę - np. mogli oni za zgodą dziekana uczestniczyć w zajęciach, których nie zorganizowano dla studentów niestacjonarnych.


- Nie da się tej samej liczby godzin zmieścić w ciągu dwóch i pół dnia, podczas gdy na studiach stacjonarnych przewidziano na to 5 dni. A przecież w przypadku UJ takie podejście dawało dobre rezultaty, co pokazują wyniki egzaminów wstępnych na aplikację, na których nasi studenci studiów niestacjonarnych osiągają co roku ponadprzeciętny wynik, lepszy od absolwentów studiów stacjonarnych - podkreśla prof. Pisuliński.

Czy pracodawca może przyjąć na staż cudzoziemca, który ukończył studia stacjonarne w Polsce?>>

Czy zagraniczni studenci muszą mieć zezwolenie na pracę?>>

 

Bez wyjątków od zasady

Jak wyjaśnia serwisowi Prawo.pl resort nauki, przepis nie przewiduje żadnych wyjątków od zasady rozdzielania zajęć i dotyczy wszystkich kierunków i lat studiów.
- Okaże się to problematyczne przy organizacji wykładów ogólnouniwersyteckich, które są obowiązkowe dla wszystkich studentów,  nie wiemy na razie jak ma to być zorganizowane, czekamy na jakieś stanowisko rektoratu w tej sprawie - mówi dr hab. Sławomir Żółtek.

W opinii MNiSW również przepisy obowiązujące do dnia 1 października 2018 r. nie dawały podstaw do łączenia zajęć na studiach stacjonarnych i niestacjonarnych, dlatego też - jak wyjaśnia resort - nie zostały wprowadzone regulacje przejściowe w tym zakresie. Jak podkreślił resort nauki, senat uczelni, przyjmując program studiów, autonomicznie podejmuje także decyzje o formie studiów i ponosi za to odpowiedzialność. Ministerstwo dodaje, że proces kształcenia musi umożliwiać uzyskanie takich samych efektów uczenia się na każdej z form studiów. Niestacjonarne studia mogą natomiast trwać dłużej.

 

 

 

Ten sam dyplom dla wszystkich

- Rozumiem, że z punktu widzenia finansowania, to mogło być problematyczne, bo w ten sposób finansujemy coś, za co student musiał zapłacić. Nie fair wobec studentów jest jednak fakt, że zmiany wprowadzono już po tym, gdy rozpoczęli studia. Zwłaszcza że mamy dać takiemu studentowi ten sam dyplom, więc powinien mieć możliwość skorzystania z  porównywalnej oferty programowej - ocenia prof. Jerzy Pisuliński.

Podobnego zdania jest prodziekan warszawskiego WPiA, który również nie widzi powodu takiego różnicowania, bo w przypadku jego wydziału studenci stacjonarni i niestacjonarni realizowali ten sam program, a jedyną różnicą było to, że ci ostatni nie musieli zaliczać wychowania fizycznego.

 

Koszty nieuwzględnione

Są jednak uczelnie, dla których przepis nic nie zmieni, bo już dawno wprowadziły podział grup, tak jest m.in. na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
- Nie ma u nas takiego problemu, zajęcia dla studentów stacjonarnych i zaocznych są prowadzone odrębnie - wyjaśnia rzecznik UAM Małgorzata Rybczyńska.

Ministerstwo nie dostrzega potrzeby dodatkowego finansowania wdrożenia nowych rozwiązań. Tłumaczy, że kształcenie na studiach stacjonarnych prowadzone przez uczelnie publiczne jest bezpłatne, co gwarantuje Konstytucja RP. 
- Studia stacjonarne są finansowane z budżetu państwa, natomiast uczelnia publiczna może pobierać opłaty za usługi edukacyjne związane z kształceniem na studiach niestacjonarnych - wyjaśnia MNiSW.