Większość szkół wyższych nie pozwala zamieszkać we wspólnym pokoju parze, jeśli nie ma ślubu. I chociaż jest to bezprawna ingerencja w sferę prywatności, łatwiej ją obejść niż walczyć z rektorem. Wiele par się dogaduje. Oficjalnie w jednym pokoju mieszkają dwie dziewczyny, a w drugim dwóch chłopaków, ale nieoficjalnie się zamieniają. 

Prawo nie daje jednak uczelniom możliwości decydowania o tym, z kim będą mieszkać studenci.

- Co prawda ustawa przyznaje prawo zamieszkiwania w domu studenckim z małżonkiem, ale nie można wyprowadzić z tego zakazu zamieszkiwania z niemałżonkiem – zauważa Marcin Chałupka, ekspert prawa szkolnictwa wyższego.

Uczelnie łamią też prawo w inny sposób. Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu zastrzegł, że osoba odwiedzająca studenta w akademiku musi zostawić w portierni dowód tożsamości.

Regulamin nie może zawierać takiego wymogu. Zakaz zatrzymywania dowodów osobistych wynika wprost z art. 33 ustawy o ewidencji ludności. Osoba dokonująca takiego zatrzymania (np. portier) popełnia wykroczenie zagrożone karą ograniczenia wolności albo grzywny – wyjaśnia Tomasz Konieczny, radca prawny z Kancelarii Prawnej Konieczny, Grzybowski, Polak.

Uniwersytet zastrzegł też, że za zachowanie gościa współodpowiedzialny jest mieszkaniec, który go zaprosił.

Uczelnia może przewidywać obowiązek nadzoru nad odwiedzającym, ale nie może wprowadzać swego rodzaju odpowiedzialności gwarancyjnej za wszelkiego rodzaju ich działania – uważa Konieczny. 

Katarzyna Wójcik