Suchodolska uważa, że niebywała ekspansja szkolnictwa prywatnego doprowadziła do sytuacji, iż uczelnia stała się „maszynką do robienia pieniędzy”. Zgodnie z hasłem student-klient wymaga, aby nie wymagać – na większość uczelni studenci wybierali się tylko po dyplom. 

 
Zdaniem dziennikarki DGP, taki stan rzeczy przełożył się na uczelnie publiczne, które zaczęły zaniżać poziom kształcenia. Swoją rolę w tym procesie odegrało także ministerstwo nauki  poprzez wprowadzanie np. kierunków zamawianych. Jednym z podstawowych założeń tego programu jest zwiększanie liczby studentów, za które rząd przyznaje pieniądze. W efekcie uczelnie tworzyły duże (jeżeli chodzi o liczbę miejsc) kierunki, na których poziom się obniżał. 
 
„Konsekwencje każdej decyzji objawiają się po latach”, uważa Suchodolska i zaznacza, iż obecne nastawienie na kierunki techniczne może zaowocować obniżeniem jakości wykształcenia inżynierów. Być może, iż nadal w tych branżach przedsiębiorcy będą poszukiwali specjalistów, lecz nie zdecydują się na absolwenta kierunku zamawianego, który nie otrzymał odpowiedniego wykształcenia. 
 
W podsumowaniu Suchodolska zauważa, iż rozpoczynający się niż demograficzny jest dobrą wiadomością, jednak pod warunkiem poprawy jakości kształcenia, co przełoży się na skok cywilizacyjny kraju.
 
Rzeczpospolita, 12 listopada 2012 r.