Ćwiąkalski studia prawnicze kończył na Uniwersytecie Jagiellońskim. Trwały one wówczas 4 lata, bo PRL-owski aparat nie mógł pozwolić na to, aby młodzi ludzie bumelowali przez 10 semestrów. Pracę magisterską pisał z kryminalistyki, która ze względu na swoje medyczne konotacje zawsze była jego pasją. Były szef resortu sprawiedliwości przyznał nawet, że gdyby nie prawo, to z pewnością związałby się właśnie z medycyną.

Po zakończeniu studiów odbył trzyletnią aplikację sądową, a w 1979 r. obronił swoją dysertację doktorską. Uczestniczył również w kilku programach stypendialnych, m.in. prestiżowym stypendium Humboldta w Instytucie Maxa-Plancka we Freiburgu.

– Jestem trochę zakłopotany tym, że mam mówić o swojej drodze do kariery, gdyż kariery nigdy nie zrobiłem. Nie uważam się też za polityka. Politykiem byłem przejściowo i – w przeciwieństwie do wielu moich kolegów – miałem to szczęście, że mogłem powrócić do swojej prawdziwej pasji, którą jest prawo – podkreślił gość Akademii Sukcesu.

– W latach 70. i 80. w Polsce niemal każdy prawnik otrzymywał pracę. Co więcej, prawie każdy absolwent prawa dostawał się na aplikację – przypomniał.

Był niezwykle zaskoczony, gdy w latach 80. jego niemieccy koledzy opowiadali mu o problemie nadprodukcji prawników oraz o adwokatach zwanych domowymi, którzy nie mieli pieniędzy nawet na wynajęcie własnej kancelarii prawnej - informuje DGP.

Żródło: http://edgp.gazetaprawna.pl