Beata Igielska: - Nie przyjął pan medalu z rąk prezydenta Andrzeja Dudy i zaczęło się. Większość internetowych dyskutantów uważa pana za bohatera. Jednak nie brakuje i takich głosów: mógł się nie zgodzić na złożenie wniosku o nadanie medalu, ma parcie na szkło.

Marcin Konrad Jaroszewski: Jestem na takie głosy odporny, a chodzenia po komisjach dyscyplinarnych i sądach jakoś specjalnie nie przypłacam zdrowiem. Choć, oczywiście wpływa to na moje życie, ale liczę się z tym, że to, co robię może być kosztowne. Jeśli zaś chodzi o samo odznaczenie, to nie do końca tak: mógł się nie zgodzić na złożenie wniosku. Było to odznaczenie z zeszłego roku, burmistrz Dzielnicy Wola i prezydent Miasta Warszawa złożyli wniosek z własnej inicjatywy. Myślę, że była to chęć docenienia mojej pracy i ja to rozumiem. Gdybym, jako dyrektor szkoły, chciał wyróżnić nauczyciela, którego cenię, to też złożyłbym taki wniosek. Natomiast sam fakt, że odznaczenie przyznaje prezydent nie jest bez znaczenia, jeśli wyznaję wartości, w które wierzę. W ubiegłym roku podziękowałem swoim warszawskim szefom za docenienie, medalu nie przyjąłem. Nie widziałem wówczas powodu, żeby nadawać temu rozgłos. W tym roku ponownie otrzymałem zaproszenie od Mazowieckiej Kurator Oświaty na wręczenie tego odznaczenia, więc skoro tak usilnie chcą mi je wręczyć, to uznałem, że powinienem powiedzieć otwarcie, że nie zamierzam medalu odebrać.

 

Dlaczego? Jakie wartości pan wyznaje?

To nie jest tylko kwestia poglądów politycznych, co mi się zarzuca. To także kwestia przywiązania do państwa prawa, praworządności. Nie ma mojej zgody na zamianę Rzeczypospolitej w państwo autorytarne. Nie mogłem więc odebrać odznaczenia z rąk prezydenta, który ma obowiązek stania na straży Konstytucji, a łamie ją ustawicznie.

 

Skoro jesteśmy przy prawie. Których zmian prawnych boi się pan najbardziej?

Przeraża mnie projekt lex Czarnek, w którym chodzi głównie o trzymanie za twarz dyrektorów szkół i placówek oświatowych, szczególnie dyrektorów niewygodnych jak ja. Liczę się z tym, że mogę być pierwszy do odstrzału. Groźny jest pomysł, że przy konkursach na dyrektorów kurator będzie miał pięć głosów, będzie mógł wysłać jednego człowieka dysponującego tymi głosami. To jest absolutne kuriozum, pogwałcenie reguł konkursu na stanowisko dyrektora, pokazanie stosunku do tych konkursów: wprowadźmy swoich, którzy wykonają wszystko, co im każemy. Mam nadzieję, że ministerstwo się z tego wycofa. Groźna jest poza tym ingerencja w sferę dydaktyczno-wychowawczą szkół. Chodzi o zgodę, jaką trzeba uzyskać na wprowadzenie do szkół organizacji pozarządowych. Do tej pory było to w gestii dyrektora i rodziców. Teraz o wszystkim zadecyduje kurator. Szkoły będą musiały robić to, co władza myśli, słuchając wyłącznie tego, co minister mówi.

 

 

 

Ostatnio mówi o nowym przedmiocie - historii i teraźniejszości.

A tutaj akurat widzę pewien potencjał. Zaprosiłem na zajęcia Wojciecha Hermelińskiego, sędziego Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku. Z nadzieją więc patrzę na przedmiot, który nazywa się historia i teraźniejszość. Tyle się dzieje w sferze obywatelskiej, społecznej, prawnej, że warto o tym z młodzieżą rozmawiać. Oczywiście, domyślam się, jakie są założenia pomysłu pana ministra, natomiast nam nadzieję, że my - nauczyciele, dyrektorzy będziemy uczyć zgodnie z prawdą historyczną i o tym, co się dzieje wokół nas, o kryzysie migracyjnym, o powolnym wychodzeniu z Unii Europejskiej. To są tematy z teraźniejszości, o których powinniśmy mówić. Nie możemy na pewno pozwolić na wygumkowywanie z historii ludzi, którzy walczyli o wolność.

 

Mówi pan o Lechu Wałęsie?

Tak, ale też o pomyśle usunięcia z kart historii działaczy Komitetu Obrony Robotników, którzy go zakładali i działali w nim. Historia jest bardzo podatna na manipulacje. Ale wierzę w nauczycieli, że nie będą jej przekłamywać, a młodzież będą wychowywać w poszanowaniu Konstytucji.

 

A co sądzi pan o zamieszaniu prawnym ze zmianą pensum?

To są rządowe propozycje dotyczące pragmatyki pracy nauczycieli. Podwyżki są wirtualne. Szerzy się propagandę, wmawia się społeczeństwu, że nauczyciele otrzymają podwyżki. Wiążą się one jednak z dłuższym czasem pracy. Przecież nieprawdą jest komunikat, wychodzący z gabinetu ministra, że zwiększenie pensum nie spowoduje zwiększenia pracy. Na szczęście wszystkie związki słusznie się temu sprzeciwiają. Natomiast kilka pomysłów dotyczących urlopów dla nauczycieli, dostępności dla rodziców, wartych jest przedyskutowania, rozważenia.

 

Co sądzi pan o zmienionym kanonie lektur szkolnych?

Powiem tak, ciekawy mamy kanon lektur. Pamiętajmy, że wraca „Pinokio”, więc być może to ukłon w stronę pana premiera. Nie ma „Stowarzyszenia umarłych postów”. Ministrowi Czarnkowi ewidentnie nie na rękę jest kształtowanie uczniów myślących krytycznie, sceptycznie patrzących na rzeczywistość. Minister chce kształtować szkołę na swoją modłę: katolicką, bezmyślną, zamkniętą, nietolerancyjną. Do kanonu weszło sporo dzieł Karola Wojtyły. Pan minister ma nadzieję pewnie, że w ten sposób zachęci uczniów do powrotu na lekcje religii. Tu muszę go rozczarować. Nie ma drugiej instytucji, która bardziej podcina młodym ludziom skrzydła niż Kościół Katolicki. Dzieła Karola Wojtyły i kardynała Wyszyńskiego przyniosą efekt odwrotny od zamierzonego.

 

Już teraz uczniowie masowo rezygnują z lekcji religii...

Oczywiście, i trudno im się dziwić. Upór ministra, żeby zrobić ze szkoły instytucję opartą na religijnym fundamentalizmie nie może spowodować powrotu młodych na religię. Młodzież nie jest głupia, nie da się oszukać. Wierzę w młodzież ze wszystkich szkół. Każdy ma dostęp do internetu, czyta, myśli. Nie mam obaw, choć będzie im trudniej.

 

Przypomnijmy, z jakiego powodu miał pan kłopoty prawne?

Chodziło o obraźliwe nazwanie Macieja Nawackiego, prezesa Sądu Rejonowego w Olsztynie. Oczywiście, nie powinienem tego robić. Bo dałem młodzieży przykład pogardy wobec człowieka. Jednak działania tego sędziego absolutnie zasługują na pogardę. W Rzeczypospolitej nie powinien piastować takiej funkcji. Demokratyczne państwo prawa psuje się przez takich ludzi jak on. Drugi powód „kłopotów” to Strajk Kobiet. Młodzież z wielu liceów warszawskich przyłączyła się do niego. Chodziło przecież o prawa kobiet. Skandaliczne było żądanie ministra Czarnka i kuratorów oświaty, aby składać wyjaśnienia. Wyjaśniłem więc w liście do pani Aurelii Michałowskiej, mazowieckiej kurator oświaty, co o tym myślę. Napisałem: „Na pewno Pani nie zaprzeczy, że oddolna inicjatywa uczniów, polegająca na wyrażaniu swoich poglądów i przekonań, stanowi piękny przykład postawy obywatelskiej (...) również Panią, jako Mazowieckiego Kuratora Oświaty, z pewnością rozpiera duma".

 

Czy jest pan na cenzurowanym w kuratorium?

Pewnie tak, ale nie odczuwam tego i nie stresuję się. Robię swoje, przestrzegam prawa. Przypominam, że w artykule 6 Karty Nauczyciela są określone nasze obowiązki: wychowywać młodzież w poszanowaniu Konstytucji, umiłowaniu ojczyzny, atmosferze tolerancji, demokracji, solidarności. Nie mam powodów, żeby się bać. Rozumiem, że są to wartości, których nie chciałby minister Czarnek w szkołach. Ale dopóki jest Karta nauczyciela zamierzam robić swoje, bez względu na to, co pan minister na konferencjach będzie opowiadał.

 

Żeby nie kończyć tak pesymistycznie zapytam, jaka jest wizja szkoły Marcina Jaroszewskiego?

Jest to przede wszystkim szkoła otwarta, tolerancyjna, ucząca krytycznego myślenia, spojrzenia w przyszłość, nie oglądania się ciągle w przeszłość.