O przywrócenie "klasycznego kanonu lektur" apelowała niedawno w expose premier Beata Szydło. Zofia Zasacka z Instytutu Badań Czytelnictwa Biblioteki Narodowej, która śledzi zawartość kanonu lektur szkolnych na przestrzeni ponad pół wieku, uważa, że przywołany przez premier "klasyczny kanon lektur szkolnych" to sformułowanie bardzo abstrakcyjne. "Zawarta jest w nim jednak sugestia, jakoby w ostatnim czasie zaszły na polu lektur szkolnych jakieś zmiany. Tymczasem obserwując podstawy programowe obowiązujące w Polsce przez ostatnie ćwierć wieku, a nawet dawniej, można zauważyć, że cały czas obracamy się wokół tego samego zestawu tytułów. Podstawowe arcydzieła literatury polskiej i powszechnej są stale obecne w zestawach lektur” - wskazuje badaczka.
Jej zdaniem obecność „klasycznego kanonu lektur” we współczesnej szkole warto rozpatrywać w kontekście trzech istotnych okoliczności towarzyszących nauczaniu języka polskiego w ciągu ostatniego ćwierć wieku.
„Po pierwsze od początku lat 90. XX w. nastąpił wzrost aspiracji edukacyjnych polskiego społeczeństwa. Obecnie prawie co drugi uczeń uczęszcza do liceów ogólnokształcących, co wymusiło na szkołach średnich nauczających języka polskiego na poziomie podstawowym, nierozszerzonym, dostosowanie się do możliwości uczniów. Istotne jest też, że w wyniku reformy z 1999 roku, która wprowadziła do systemu edukacji jeszcze jeden etap powszechnego kształcenia – gimnazjum – wydłużono o jeden rok czas nauczania ogólnego całej populacji uczniów, dając więcej czasu na omówienie klasycznego kanonu przedmiotów” – przypomina Zasacka.
Jej zdaniem w ostatnich dekadach nastąpiła też ewolucja linii pedagogiki szkolnej - akcent został przesunięty ze sztywnych zapisów programowych na autonomię i odpowiedzialność edukacyjną nauczycieli. ”To postulat zgłaszany jeszcze za czasów Solidarności, zdobycz zmian po 1989 roku. Oznacza to, że nauczyciel samodzielnie wybiera część tekstów kultury, w taki sposób by optymalnie zrealizować zapisane w postawie programowej cele kształcenia i wychowania oraz obowiązujące treści nauczania” – mówi Zasacka.
W efekcie tylko część lektur szkolnych jest obowiązkowo czytana przez wszystkich uczniów: są to tzw. tytuły ogwiazdkowane w zapisie ministerialnej podstawy programowej. Kolejna część dzieł z listy lektur to utwory rekomendowane do wyboru przez nauczyciela, a pozostała grupa książek określona jest przez wskazania do jakiego ma należeć gatunku literackiego z danej epoki, bądź jaką ma podejmować problematykę. Minimalna liczba książek obowiązkowo czytanych i omawianych w całości - to 5 tytułów rocznie w gimnazjum, a w średniej szkole w ciągu trzech lat nauki - 13.
Jak przypomniała badaczka, wśród tytułów polecanych przez zapisy podstawy programowej do obowiązkowo czytanych przez wszystkich uczniów w gimnazjum są następujące teksty: wybrane „Treny i fraszki” Jana Kochanowskiego, wybrane bajki Ignacego Krasickiego, „Zemsta” Aleksandra Fredry; „Dziady cz. II” Adama Mickiewicza i wybrana powieść historyczna Henryka Sienkiewicza, np. „Krzyżacy”, „Potop”. Rekomendowane są utwory Słowackiego, Prusa, Orzeszkowej, Homera, Szekspira, Moliera i wielu innych autorów tworzących już w XX wieku.
Na czwartym etapie edukacji, w średniej szkole, uczniowie obowiązkowo powinni poznać „tytuły ogwiazdkowane” - to potencjalnie wspólny dla maturzystów zestaw omawianych na lekcjach utworów na poziomie podstawowym (na rozszerzonym jest on znacznie obszerniejszy). Są to poezje Jana Kochanowskiego, „Dziady cz. III” i „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza, „Lalka” Bolesława Prusa, „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego, a z literatury późniejszej „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza i opowiadania Bruno Schulza.
Wśród autorów i ich tytułów pozostawionych do wyboru przez nauczyciela jest duży katalog, w których znajduje się Jan Chryzostom Pasek, Miguel Cervantes, Juliusz Słowacki, Władysław Reymont, Stefan Żeromski, Józef Conrad, Fiodor Dostojewski i inni.
W szkole podstawowej nauczyciele mają jeszcze więcej swobody w doborze lektur, choć podstawa programowa zawiera pewne sugestie. „Nauczyciele są jednak bardzo tradycyjni i wielu wypadkach omawiają z uczniami te same lektury od bardzo wielu lat, najczęściej to samo, co czytali jako uczniowie w szkołach. Jest to klasyka literatury dla dzieci i młodzieży - Brzechwa, Makuszyński, Niziurski, Sienkiewicz, Molnar, Verne, Twain, Jurgielewiczowa, Lucy de Montgomery” – mówi Zasacka.
„Więc jeżeli uznamy, że kanonem jest to, co przerabiano dawniej, co sprawdziło się przez pokolenia, co jest cenione nie tylko przez twórców polityki oświatowej, ale też przez czytelników, to tutaj akurat polska szkoła dąży do utrzymania bardzo tradycyjnego wyboru książek. Problematyczna jest raczej obecność w szkołach literatury nowszej, współczesnej” – podkreśla Zasacka.
Jej zdaniem kanon lektur musi być rozpatrywany w kontekście tego, że poloniści od lat borykają się, szczególnie w starszych klasach, z odmową czytania przez uczniów w całości utworów literackich: powieści i dramatów, szczególnie tych, które są odległe od współczesności i napisane nieprzystępnym dla uczniów językiem.
„Jest to kluczowe wyzwanie dla dydaktyki polonistycznej, jak zmotywować uczniów do recepcji lektur obowiązkowych i przełamywać ich opór. Jak rzetelnie analizować i interpretować arcydzieła literatury, poddawać je refleksji i świadomie dyskutować i pisać o nich? Jednocześnie pojawia kwestia, jak uniknąć fikcji dydaktycznej, to znaczy omawiania literatury bez jej czytania” – dodaje.
„W kontekście wskazanych okoliczności warto zadać pytanie: jakie zmiany i w jakim celu chcemy wprowadzać, gdy chodzi o obecność arcydzieł literatury narodowej i powszechnej w polskiej szkole?” – zastanawia się badaczka.
Jarosław Lipszyc, prezes Fundacji Nowoczesna Polska zajmującej się m.in. prowadzeniem szkolnej biblioteki internetowej "Wolne lektury", zgadza się, że głównym problemem jest zachęcenie dzieci i młodzieży do czytania. "Nie mam pewności, czy osiem lat temu, przy pracach nad nową podstawą programową, odpowiedziano sobie na podstawowe pytanie: ile dzieci powinny czytać. Najważniejsze jest bowiem to, że czytają za mało. To jest największe wyzwanie, któremu należy sprostać" - podkreślił.
"Jeśli patrzymy na rzeczy, które wydają się uczniom ciekawe, mimo że nie ma ich na listach lektur, to widzimy silną atrakcyjność polskiej fantastyki naukowej. To nie tylko Lem, ale też Grabowski. Podobają się także powieści grozy. Takie gatunki, które mogą się wydawać lżejsze, pełnią istotną rolę w budowaniu najważniejszego, czyli przyjemności czytania. Jeśli wypakujemy listę lektur wyłącznie pozycjami o charakterze fundamentalnym dla polskiej kultury, jak Mickiewicz, Sienkiewicz, Słowacki, Norwid, to nie zbudujemy w uczniach przekonania, że czytanie jest fajne. Jednak ci autorzy muszą w lekturach pozostać. To pozycje obowiązkowe, one muszą być. Cieszy mnie myśl, że moglibyśmy mieć w zestawie lektur więcej klasyki, jednak każde zamierzenie można realizować dobrze albo źle. Musimy zdawać sobie sprawę, że w klasach młodszych ważniejsze od nasycania programu nauczania literaturą klasyczną jest kształtowanie nawyków czytelniczych. Potrzebne jest do tego wprowadzenie maksymalnie atrakcyjnych lektur. Dzieci, które mają mniej niż dziesięć lat, przede wszystkim muszą się dowiedzieć, że czytanie jest fajne. Jeżeli nie przekażemy tego młodym ludziom, to wszystkie nasze późniejsze wysiłki skończą się fiaskiem" - powiedział Lipszyc.
Przypomniał też, że spory wokół kanonu lektur trwają, odkąd pojawiła się publiczna edukacja, czyli od XIX wieku. "Mamy w czym wybierać, polska literatura to wiele tytułów i nazwisk prezentujących różne poglądy polityczne i opcje estetyczne. Ważne jest, aby lista lektur odpowiadała naszej współczesnej wrażliwości. Nieustannie powinniśmy się zastanawiać i dyskutować, co dzisiaj dla nas jest ważne w tym kilkusetletnim dorobku polskiej literatury" - dodał Lipszyc.
Adam Pomorski, prezes polskiego PEN Clubu, uważa, że w wypowiedzi premier Szydło na temat lektur szkolnych brakuje konkretów, czyli informacji, o jaki kanon lektur chodzi. "Problem nie tkwi w kanonie, a podstawie programowej, która obejmuje zasady nauczania i jego strukturę. Jeżeli się mówi o zmianach w nauczaniu historii i języka polskiego ogółem, bez podawania nawet wymiaru godzin lekcyjnych, w jakim ma to być realizowane, to nie wiadomo, o czym toczy się dyskusja. Prawda, że szkoła w tej chwili ma dość ograniczoną listę lektur przeznaczonych do omawiania w trakcie roku. Należy podać dokładną koncepcję podstawy programowej, inaczej propozycje są chwytami retorycznymi. Potrzeba konkretnych propozycji, informacji, jakie zmiany wchodzą" - mówi Pomorski.
"Zastanawiające jest, jak będzie wyglądało dalej nauczanie języka polskiego w szkołach. Czy tak jak do tej pory jeden przedmiot będzie obejmował język i literaturę, czy zostanie to rozdzielone, jak np. we wszystkich krajach ościennych. Trzeba przyznać, że obecnie w polskich szkołach z większą intensywnością uczy się języków obcych niż polskiego. Sądzę, i nauczyciele pewnie potwierdzą, że uczniowie prezentują coraz niższy poziom umiejętności w posługiwaniu się językiem pisanym - i to jest prawdziwy problem. Kanon nie jest zły, problem w tym, że nie sposób wyegzekwować przeczytania przez uczniów jego zawartości" - dodał Pomorski. (PAP)