W wywiadzie opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" komentuje on 14. miejsce polskiej edukacji w rankingu Pearsona. Uważa, że tę dość wysoką pozycję polska oświata w dużym stopniu zawdzięcza utworzeniu gimnazjów.
- Gimnazja są naszą mocną stroną, nic na to nie poradzimy. Potrafiły się dobrze zająć słabszymi uczniami. Tę pracę weryfikuje egzamin gimnazjalny, który także zmobilizował uczniów i nauczycieli. Do tego dochodzi jednolita podstawa programowa [ustala ją MEN, według niej pisze się programy i podręczniki - przyp. aut.], co nie jest standardem na świecie. Sprzyja ona równym szansom edukacyjnym uczniów w każdym zakątku kraju. Podziwiają nas za to Anglicy. W Czechach, na Słowacji i Węgrzech dopiero zaczynają wprowadzać podobne do naszych rozwiązania, bo spadły im wyniki w PISA. 
Nie zgadza się także z twierdzeniem, że duży odsetek absolwentów szkół wyższych deprecjonuje tytuł magistra, ponieważ zdobycie wyższego wykształcenia wciąż wymaga wysiłku i zapewnia trening intelektualny. Przed polską szkołą stoi jednak, jego zdaniem, jeszcze wiele wyzwań.
- Matematyka bardzo kuleje. Skupiamy się głównie na ćwiczeniu algorytmów, stosowaniu wzorów i mechanicznym wykorzystywaniu formułek. Nie zachęcamy uczniów do rozwiązywania niestandardowych problemów. Balastem naszej szkoły jest także karanie ucznia za każdy błąd. Powinniśmy raczej analizować, czy błąd jest wynikiem bezmyślności, czy też próbą zmierzenia się z problemem. W tym drugim przypadku błądzenie jest skarbem, a nasza szkoła tego nie dopuszcza. W naukach przyrodniczych uczniom brakuje warsztatu logicznej analizy danych, choć coraz częściej zajęciom z przedmiotów przyrodniczych towarzyszą praktyczne ćwiczenia w laboratorium. - mówi "GW".