Beata Igielska: Skoro nauczanie online sprawia tyle trudności w kształceniu prawników, co z tym zrobić? Wracać natychmiast do nauczania stacjonarnego?

Kamil Stępniak: Nie wykluczałbym w przyszłości wykorzystywania zdalnych metod nauczania. Mogą one stanowić narzędzie do skutecznego nabywania wiedzy, a takie zajęcia jak np. wykład, często są zdecydowanie bardziej dogodne dla słuchaczy w formie online.

Czytaj też: Czarnecki Paweł, Jak się uczyć, żeby zdać? - metody i techniki uczenia się >

No dobrze, ale zajęcia warsztatowe muszą odbywać się na żywo.

Zajęcia warsztatowe, typu ćwiczenia mogą być wartościowe także, gdy przeprowadzamy je zdalnie. Przy tej formie należy jednak szczególnie pamiętać, że wykładowca musi się przyłożyć do ich przygotowania. Można przez internet przeprowadzić naprawdę wartościowe zajęcia. Ważne jest jednak, aby angażować studenta, żeby nie siedział on bezmyślnie przed ekranem, tylko mógł być zainteresowany tematem, a także żeby wiedza z nich wyniesiona była weryfikowalna. W obszarze nauki prawa mam wrażenie, że wciąż brakuje usystematyzowanej i przygotowanej metodyki. Przez dwa lata pandemii wiele się zmieniło. Na mojej uczelni przygotowywane jest specjalne oprogramowanie do prowadzenia symulacji rozpraw z wykorzystaniem rozszerzonej wirtualnej rzeczywistości. To da studentowi być może nawet lepszy obraz funkcjonowania sali sądowej, aniżeli symulacje prowadzone w trybie stacjonarnym. Dlatego tak ważne jest ciągłe inwestowanie w rozwój technologii, którą można dać do pracy nauczycielom akademickim.
Z drugiej strony, nawet najlepsze narzędzia nie będą się sprawdzały w efektywnym nauczaniu, gdy wykładowca będzie chciał przygotować zajęcia jak najniższym kosztem. Niezwykle istotny jest zatem czynnik ludzki, zatrudnianie do nauczania jak najlepiej dobranej kadry dydaktycznej, polepszanie doskonalenie swoich kompetencji. Nauczanie online stało się dla wielu nauczycieli brutalną weryfikacją metod i technik prowadzenia zajęć. Jak się okazuje, zdalne nauczanie niekiedy obnażyło próbę prowadzenia zajęć jak najniższym kosztem, czy fakt braku zmiany narzędzi dydaktycznych od wielu lat. Aby nauczanie zdalne było ciekawe i efektywne, trzeba się naprawdę postarać.

Czytaj też: Ograniczenia w zatrudnianiu nauczycieli akademickich u dodatkowego pracodawcy >

 


Czyli jeśli zadajecie pracę online, powinniście sprawdzić, czy nie jest do ściągnięcia z internetu

Oczywiście, ale to wymaga od wykładowcy nakładu pracy i nie zawsze jest taka możliwość techniczna. Bo jeśli mamy kilkadziesiąt osób w grupie, sprawdzenie, czy każda praca nie jest napisana według gotowego wzoru, czasami jest wręcz niemożliwe. Warto zauważyć jednak, że na końcu tego łańcucha studenci i aplikanci sami sobie szkodzą. Sugerowałbym więc przede wszystkim wysiłek ze strony wykładowcy, żeby metody i techniki dostosować do realiów. Druga sprawa, żeby studenci i aplikanci byli uczciwi względem siebie. W Polsce wciąż pokutuje bowiem przekonanie, że można się jakoś prześlizgnąć przez egzaminy, ściąganie wciąż jest akceptowalne. Jakoś potem będzie. No nie będzie jakoś. Te osoby muszą być uczciwe. Tak samo jak lekarz. Jeśli nie nauczy się czegoś na studiach, trudno, żeby googlował przy pacjencie diagnozę, no bo musi przecież mu coś powiedzieć. Apeluję więc o uczciwość i wysiłek wykładowców i studentów, aplikantów. Mamy wpływ na sposób przygotowania się do zajęć. Jeśli wszystkie strony procesu dydaktycznego będą zaangażowane, to każdy sposób nauczania będzie dobry i efektywny.

 


Jakie narzędzia do nauki online mogłyby pomoc w zachowaniu rzetelności?

Narzędzia są ogólnodostępne. Prawnikowi potrzebny jest kodeks, orzecznictwo i edytor tekstowy. Nie mam wątpliwości, że studenci potrafią lepiej niż my wyszukiwać informacje w internecie. Dlatego też panaceum na plagę gotowców może okazać się odejście od wszelkiego rodzaju wzorów kazusów i zadań. Jeśli przygotowuję kazus, który wraz ze studentami i aplikantami chcę rozwiązać na zajęciach online, nigdy nie jest kazus, który znajdę w zbiorze ćwiczeń, bo wiem, że studenci mają dostęp do tych materiałów. Wystarczy im pięć, dziesięć minut i znajdą taki kazus. Dlatego tak ważne są autorskie case’y, niesztampowe podejście do problemu. Jeśli to spełnię, wiem, że w internecie rozwiązania nie znajdą. Pozostaje szukanie w głowie, w kodeksie, w orzecznictwie. Tłumaczę studentom, że jeśli klient będzie miał do nich przyjść, to nie w momencie, gdy będzie mógł, tak jak oni, wygooglować sobie przepis i będzie miał jasność. Przyjdzie wtedy, kiedy wejdzie w życie nowelizacja, nie będzie jasnej interpretacji przepisów. Wtedy dopiero zapłaci za poradę. Staram się więc na zajęciach dawać przykłady nieoczywiste, nie wynikające literalnie z ustawy żeby sobie wypunktowali a,b,c, co tam jest napisane, tylko żeby musieli sięgnąć do kilku aktów prawnych, kilku przepisów, dokonać subsumpcji i rozwiązać problem prawny. To właśnie na rozwiązywaniu takich problemów będą zarabiali. Na przykład ostatnio ćwiczyłem ze studentami redagowanie protestu wyborczego na wybory samorządowe. Sam wymyśliłem problem, żeby musieli sięgnąć do przepisów kodeksu wyborczego, kodeksu karnego, przepisów proceduralnych i zastanowić się, jak sformułować takie pismo, do jakiego sądu wnieść, w jakim trybie to uczynić. W takiej sytuacji wzór znaleziony w internecie nie pomaga. Długo się nad tym zastanawialiśmy, ale to pomogło im dojść do rozwiązania. Mam nadzieję, że zapamiętają sposób pisania tego pisma na długie lata.


Z tego, co pan mówi, za parę lat nauka online wszystkim nam czkawką się odbije...

Wszystko zależy od jakości nauczania. Nie mam wątpliwości, że karierę będą robić ci, którzy będą potrafili odnaleźć się w gąszczu przepisów i je praktycznie zastosować.

 

* Dr Kamil Stępniak w 2019 r. został finalistą nagrody Nieprzeciętni 2019 przyznawanej przez Polskie Radio. W 2021 r. został uhonorowany nagrodą specjalną w X edycji konkursu Rising Stars - Prawnicy liderzy jutra, która jest przyznawana przez wydawnictwo Wolters Kluwer Polska. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Prawa Konstytucyjnego oraz International Association for Artificial Intelligence and Law.