Na początku nie chciano przyznać punktów polskim czasopismom. Miała obowiązywać lista filadelfijska i Scopus, baza indeksująca cytowania. Jednak pod wpływem protestu środowisk humanistów i nauk społecznych wprowadzono 20 punktów dla polskich czasopism. Cel?  W krótkim czasie miałyby wyrobić sobie standardy czasopism europejskich.

 

Nowa lista punktowanych czasopism - chaos i pogłębienie "punktozy">>

 

Eksperci czują się wykorzystani

Słusznie, bo w humanistyce, mającej za przedmiot badań kulturę, język i historię narodową, muszą być czasopisma dające więcej niż 20 punktów za publikację w języku polskim. Język angielski nie jest jedynym językiem komunikacji dla literaturoznawców, językoznawców czy prawników. Nie ma czasopisma klasy „Nature”, „Science” czy „Lancet” dla językoznawców. Mają kilka różnych pism, dla jednych badaczy prestiżowe jest to, dla innych tamto, twórcy systemów dostrzegają tę wadę. Dla literaturoznawców są polskie „Teksty Drugie”, które dostały 100 punktów – to najwyżej punktowane czasopismo polskie na liście, docelowo powinno mieć 200 punktów.  

 

Żadna lista czasopism punktowanych nie jest idealna. Bo? Ocenia się miejsce publikacji tekstu naukowego zamiast jego jakość. Zakłada się bowiem, że redakcje wybierają  najlepsze teksty. Tymczasem nieprawdą jest, że w najbardziej prestiżowym czasopiśmie ukazują się wyłącznie genialne artykuły. Brytyjczycy na proces ewaluacji nauki, oparty na zasadzie peer-review przeznaczają budżet wielkości budżetu na polską naukę. Czy zatem Polski nie stać na dobrą listę pism punktowanych?

 


 

Dużo czasopism pedagogicznych, nie wszystkie dobre

Eksperci zasiadający w komisji tworzącej listę dla pedagogiki mają żal do ministerstwa. Ich nazwiskami legitymizuje się te niby projakościowe działania. Szeroko poinformowano opinię publiczną, że oto eksperci pracowali, ale nie poinformowano, że ich praca została przekreślona ręką jednego eksperta, dr. habilitowanego Emanuela Kulczyckiego, bibliometrysty. To dla nich bolesne. 

-  Na liście czasopism z pedagogiki i nauk pokrewnych mieliśmy do oceny ok. 7000 tytułów - mówi profesor Amadeusz Krause, pedagog, który zasiadał w komisji eksperckiej tworzącej listę - Samo wejście na stronę tych czasopism i ich nawet pobieżna ocena formalno-merytoryczna było bardzo pracochłonne. Po wielu spotkaniach i wspólnych analizach zostawiliśmy ok. 1200 tytułów. Powiedziano nam, że o 2 stopnie możemy zwiększyć liczbę punktów polskich czasopism wyłonionych w ministerialnym konkursie wsparcia. I tu zaczął się problem. Wszystkie, które były na liście, zaczynały od 20 punktów, zostały bowiem zrównane rozporządzeniem, niezależnie od tego czy mają tradycję i prestiż i ciężko tam opublikować tekst, bo mają wysokie kryteria, duży procent odrzuceń tekstów czy też są pismami „garażowymi”, które powstały rok temu i nie wiadomo, kto je prowadzi.

 

Problem z listą polskich czasopism

Poprzednia komisja, która przyznawała punkty polskim czasopismom, zakwalifikowała z pedagogiki aż 50 tytułów. Z tej liczby 10, 15 jest bardzo dobrych, 20 – średnich, reszta - pomimo spełnienia kryteriów formalnych, zdecydowanie słabszych. Zabiegaliśmy więc, żeby dobrym czasopismom podwyższyć przynajmniej do 40, 70 punktów.  Nie chcieliśmy, by naukowcy mogli oddawać  kiepski tekst do każdego czasopisma,  bez mechanizmu projakościowego. „Studia Edukacyjne” poprzednio miały 14 punktów, czyli bardzo dużo, a teraz otrzymały 20, te słabe pisma tyle samo. Na publikację w tym tytule czekało się 2 lata, słabe publikują od ręki. Liczba odrzuconych tekstów w dobrym czasopiśmie sięga nierzadko 30 proc., w kiepskim jest śladowa lub nie ma jej wcale. Dlatego właśnie wyselekcjonowaliśmy najlepsze pisma polskie, żeby w krótkim czasie mogły wejść na Scopus lub inne liczące się bazy.

Napisaliśmy pismo do Komitetu Ewaluacji Naukowej, że prosimy o zachowanie zróżnicowania punktowego, co będzie sprzyjać projakościowej selekcji tekstów. Ta nasza praca poszła na marne „dzięki” jednoosobowemu gremium, człowiekowi zasiadającemu w komitecie ewaluacji, który nie jest ani psychologiem ani pedagogiem. Do dobrych polskich czasopism będzie więc napływało coraz mniej tekstów, będzie jakościowy skok w dół.

 

 


 

Z kolei profesor Bogusław Śliwerski, również pedagog, zwraca uwagę na nierzetelność i nieuczciwość MNiSW. Otóż do wykazu, nad którym mieli pracować eksperci dopuszczono tylko te czasopisma polskie, których redakcje wnioskowały w ubiegłym roku we wrześniu o dotacje grantowe na umiędzynarodowienie. Tymczasem wiele dobrych czasopism nie przystąpiło do konkursu, ponieważ redakcje uznały, że nie są im potrzebne granty na umiędzynarodowienie. Nie było jednak informacji, że tytuły, które nie przystąpiły do konkursu, nie mają szans na wejście na listę. Wiele bardzo dobrych czasopism nie znalazło się więc na niej.
- To jest oburzające. Dotychczas obowiązujący wykaz czasopism był przygotowany w PAN w 2015 r. przez interdyscyplinarny zespół ds oceny czasopism. Rekomendowaną przez niego listę opublikowano. Teraz zaś znieważono środowisko naukowe, posłużono się nim instrumentalnie, żeby zrealizować pozamerytoryczną politykę, poza wszelkimi kryteriami - denerwuje się profesor Śliwerski.


Dlaczego działa wstecz?

Prof. Jerzy Samochowiec, psychiatra, zwraca uwagę na problem opublikowania listy punktacji czasopism w połowie 2019 roku.
- Oznacza to, że naukowiec, który opublikował tekst w piśmie anglojęzycznym w ubiegłym roku, uzyskał za artykuł 15 punktów, a w tym roku czasopismo to uzyskało na liście MNiSW 100 punktów. To krzywdzące dla tych ośrodków i naukowców, którzy nie czekając ma listę, publikowali, chcąc się po prostu rozwijać. Dziwi mnie też zaskakująco niska pozycja „Psychiatrii Polskiej” oraz fakt, że nie zawiera w sobie dyscypliny psychologia. Inne czasopisma kliniczne też są znacznie niedoszacowane i nie zawierają pełnego zakresu dyscyplin. Jednak MNiSW dało możliwość odwołania i miejmy nadzieję, że uwagi będą uwzględnione, a lista zostanie skorygowana.

 

Dziwnie wysokie notowania pisma z Olsztyna

-  Ze zdziwieniem zobaczyłem, że np. pismo „Studia Warmińskie” wydawane przez Uniwersytet Warmińsko - Mazurski w Olsztynie ma 40 punktów, czyli więcej niż wiele czasopism wydawanych za granicą o bardzo dużym prestiżu, które dostały tylko 20 punktów - mówi prof. Łukasz Niesiołowski-Spano, historyk - Nie mam pojęcia, jakie kryteria były brane pod uwagę, bo „Studia Warmińskie” nie są wysoko cytowane w bazie Scopus albo Web of Science. Lista jest pełna tego typu zaskoczeń oraz pominięć. Niemniej - jak słyszałem - większość uwag ekspertów z archeologii i historii zostało uwzględnionych, a np. z teologii już nie. Po czteroletnim okresie obowiązywania tej listy trzeba stworzyć mechanizm sprawdzający, czy wszystkie artykuły publikowane w wysoko szacowanych czasopismach były dobre pod kątem oryginalności, wagi naukowej, czy były często cytowane itp. Możemy stworzyć taki mechanizm ewaluacyjny, żeby pismu obecnie wysoko punktowanemu, które nie spełnia kryteriów, ująć punktów. To mój postulat. I dalsze postulaty: system powinien być stabilny, dany przed procesem ewaluacyjnym, a nie w jego trakcie, bo teraz on działa wstecz – lista powinna być znana wcześniej.