Kariera młodego prawnika to w dzisiejszych czasach przede wszystkim stan niepewności. Poczynając od tak zwanego otwarcia zawodów prawniczych w 2009 roku, ustawodawca oraz organy władzy wykonawczej zwykły zarzucać rynek przepisami regulującymi działanie profesji prawniczych. Końca procesu zmian nie widać. Co gorsze, w dotychczasowych reformach nie widać też konkretnej wizji.

Warto przypomnieć, że operacje ustawodawcy odbywają się na żywym organizmie - pokaźnej grupie młodych ludzi, którym przysługuje prawo do pracy, godziwego wynagrodzenia, a przede wszystkim, choć odrobina spokoju i pewności co do warunków wykonywania zawodu. Na kwestię odpowiedzialności za zawodowe losy absolwentów prawa zwraca uwagę prawnik, profesor i były poseł, Marian Filar. W piśmie adwokatury polskiej "Palestra" stawia pytanie: "Co zrobić z tym fantem, jeśli chcemy zachować resztki odpowiedzialności wobec tej armii uśmiechniętych i pełnych nadziei młodych absolwentów, a równocześnie zachować pełną dbałość o ich odpowiedni merytoryczny poziom?".

Autor wskazuje dwie szkoły dominujące w temacie - szkołę pińską i szkołę płocką. Pierwsza postuluje "wolny rynek i tylko wolny rynek", czyli pozostawienie młodych prawników samym sobie i regułom konkurencji. "Płocczanie" to członkowie poszczególnych korporacji prawniczych, z akcentem na słowo poszczególnych. Prokuratorzy i sędziowie już kształcą prawników na własnych zasadach; adwokaci i radcowie wyraźnie do tego dążą, zapominając najwyraźniej, że prawnik to nie towar z fabryki ale zawód zaufania publicznego, mający świadczyć pomoc prawną drugiemu człowiekowi.

Jaki model kształcenia obrać? Odpowiedź nie jest prosta. Powtarzając za Marcinem Filarem, wszyscy biorący udział w reformowaniu zawodów prawniczych muszą to sobie dobrze przemyśleć, by nie narobić bigosu i nie zgasić uśmiechu na buziach przyszłych prawników.

Czytaj więcej w: Palestra

Marta Osowska]]>