Licealistka z Katowic nie zdała matury z języka polskiego. A przynajmniej tak poinformowała ją szkoła. Kiedy poprosiła o wgląd do swojej pracy, okazało się, że jednak zdała.
W szkole dziewczynę poinformowano, że od zdanej matury dzielił ją zaledwie jeden procent, bo uzyskała 29 proc. punktów możliwych do zdobycia, a egzamin uznaje się za zaliczony, jeśli zdający dostanie co najmniej 30 proc.
2 lipca napisała do okręgowej komisji egzaminacyjnej wniosek o wgląd do pracy. Termin ustalono na 9 lipca. Dwa dni wcześniej dziewczynę powiadomiono telefonicznie, że jednak maturę zdała.
W okręgowej komisji egzaminacyjnej wyjaśniają, że nie doszło do zamiany wyników, ale że to był błąd przy sprawdzeniu pracy. - Egzaminator ocenił ją niżej, niż powinien, bo uznał za niezgodną z tematem. Dość mocno ograniczył punktację w pozostałych kryteriach. Kiedy zajrzeliśmy do tej pracy, okazało się, że można znaleźć fragmenty, które odnoszą się do tematu. W efekcie praca zyskała kilka punktów - tłumaczy Jadwiga Brzdąk, wicedyrektorka OKE w Jaworznie.
OKE o zmianie wyniku szybko powiadomiła Krajowy Rejestr Matur, do którego wgląd mają uczelnie. Dzięki temu maturzystka dostała się na studia. Jednak przez kilka dni była na skraju załamania. Postanowiła wyciągnąć konsekwencje wobec egzaminatora. Ministerstwo Edukacji Narodowej jej w tym nie pomoże. - Sprawy związane z ocenianiem matur nie leżą w naszej gestii - mówi Grzegorz Żurawski, rzecznik MEN.
Podobnie jest w szkołach. Uczniowskie zastrzeżenia do wyników matur nie są sprawą liceum czy technikum, w którym pisali egzamin. Po maturze stają się absolwentami i jeśli chcą się odwołać, muszą z tym problemem radzić sobie sami. Maturzystka napisała więc skargę do Śląskiej Społecznej Rady Oświatowej.
Maciej Osuch, społeczny rzecznik praw ucznia, jednak nie zostawia złudzeń: - Egzaminatorowi nic nie grozi, bo prawo oświatowe nie przewiduje odpowiedzialności za taką pomyłkę - mówi. Egzaminatorzy są poddawani losowej kontroli i jeśli popełnią kilka błędów, są odsuwani od egzaminowania. Zgodnie z procedurą kontroli poddaje się tylko 10 proc. arkuszy maturalnych.
- Zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego świadectwo nie jest dokumentem administracyjnym i nie można go unieważnić. W przeciwnym wypadku dziewczyna mogłaby wejść na drogę postępowania administracyjnego i być może w konsekwencji domagać się przed sądem ukarania egzaminatora. Dziś, postanowienie OKE jest decyzją wiążącą. Władza komisji egzaminacyjnych jest absolutna - uważa Maciej Osuch.
 
Źródło: Dziennik „Polska”, 19.07.2010 r.