Prof. Antoni Jeżowski Instytut Badań w Oświacie, ekonomista oświaty - Zacznijmy od tego, że to nie jest reforma, tylko „deforma” (od: deformować). Trudno mówić o reformie, kiedy są podane tylko ogólne zarysy zmian, a już na pewno nie jest to krok do przodu.
Po pierwsze, nawet jeżeli przyjmiemy, że na poziomie terminologii wracamy do szkoły powszechnej, równocześnie zanika coś, co było zdobyczą lat 30. XX wieku, a z pewnością XXI, czyli dwupoziomowe, zrównoważone szkolnictwo – sześć lat poziomu podstawowego oraz sześć lat nauki na poziomie średnim (szkolnictwo gimnazjalne i ponadgimnazjalne).
Po drugie, skrócenie o rok okresu nauki ogólnej przed przejściem do kształcenia zawodowego może wpłynąć niekorzystnie na poziom wiedzy społeczeństwa. Jeśli prześledzimy wyniki PISA od 1997 r., widać, że niewątpliwie wydłużenie nauki ogólnokształcącej o ten rok (1/8 okresu obowiązkowej nauki) znacznie poprawiło wyniki edukacyjne 15-latków. Oczywiście nie po to jest system edukacji, by wygrywać rankingi międzynarodowe, ale to jedna z przesłanek, że obecne zmiany w oświacie nie przyniosą dobrej zmiany. Wprowadzenie ośmioletniej szkoły podstawowej spowoduje również, że zniknie porównywalność zgodnie ze standardami ISCED poziomów kształcenia w Polsce z innymi krajami, co ma znaczenie chociażby dla polskich rodzin żyjących w krajach UE. Obywatel ma bowiem prawo oczekiwać, że zdobyte w kraju wykształcenie otworzy przed nim świat, a nie zamknie go w lokalnym zaścianku.
Nie jestem przywiązany do zmian struktury edukacji z lat 90. i przełomu wieków, chociaż w nich uczestniczyłem. Wtedy jednak reformę poprzedziła ogólnokrajowa dyskusja – ukazało się mnóstwo informacji (książki, broszury), odbyło kilkadziesiąt konferencji, dyskutowano, wycofywano się z pewnych rozwiązań, inne w to miejsce wprowadzano. Na temat obecnie szykowanych zmian możemy czasami przeczytać coś na portalach internetowych i są to tylko informacje ogólne – brakuje analiz, projektów aktów prawnych. Zmian nie uzasadnia się ani badaniami, ani postępem nauki. Uzasadnienie jest tylko jedno – Pani Minister tak powiedziała. Dlatego mam poważne obawy, czy zapowiedziane zmiany, na temat których tak naprawdę będę mógł się wypowiedzieć dopiero wówczas, gdy zobaczę projekt ustawy i jego uzasadnienie, dobrze przysłużą się polskiemu uczniowi. 

Prof. Bogusław Śliwerski, przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN
- Proponowana reforma ustrojowa szkolnictwa budzić będzie uzasadnione obawy nauczycieli i rodziców. Jednak z pedagogicznego punktu widzenia nie ma znaczenia, jaka jest struktura szkolnictwa, czy będzie to 6 + 3 + 3, 9 + 3, czy 8 + 4, dlatego że nie ona stanowi o jakości wyedukowania Polaków. Decydują o tym nauczyciele, uczniowie i ich rodzice, a wtórnie programy kształcenia. Każda zmiana systemu wymaga rzeczowego uzasadnienia opartego na badaniach naukowych i szczegółowych analizach – takie podłoże miała reforma ministra Mirosława Handkego. Tymczasem obecnie mamy do czynienia z mgławicowym projektem, a MEN nie przekonało, jak i po co zmieniać ustrój szkolny.
Doświadczenia ostatnich lat wskazują, że lepsze wyniki daje połączenie gimnazjum z liceum i stworzenie sześcioletniego gimnazjum akademickiego po sześcioletniej szkole podstawowej. W naszym szkolnictwie wyraźnie brakuje drugiego, a nawet i trzeciego typu szkoły, istniejącego równolegle z gimnazjum, co różnicowałoby uczniów po szkole podstawowej ze względu na poziom kompetencji, uzdolnień i aspiracji edukacyjnych, bo nie każde dziecko chce być kształcone akademicko. Tak jest np. w Niemczech czy w Szwajcarii. Dodanie nowego typu szkoły ponadpodstawowej, umożliwiające wybór alternatywnej dla kształcenia ogólnego ścieżki kształcenia zawodowego, rzemieślniczego, artystycznego itd., pozwoliłoby lepiej wykorzystać budynki i kadry, a nie likwidować gimnazja. Niestety, tego nie ma w projekcie.
Przywrócenie ośmioletniej szkoły podstawowej będzie skutkowało oporem, ponieważ spowoduje powrót do edukacji z lat 70., która odraczała różnicowanie dzieci ze względu na ich uzdolnienia, kompetencje czy aspiracje. Już raport o stanie oświaty Czesława Kupisiewicza z 1989 r. i badania socjologów edukacji do reformy Handkego wykazywały, że szkoła staje się czynnikiem opóźniającym rozwój. Poza tym obecny ustrój szkolny jest nieadekwatny zarówno do potrzeb i potencjału rozwojowego młodzieży, jak i współczesnej pedagogiki i dydaktyki szkolnej, a zaproponowane zmiany ten dysonans tylko pogłębią. Patologiczny jest od 1993 r. centralistyczny i upartyjniony system zarządzania szkolnictwem, w którym nauczyciel jest nisko opłacanym wykonawcą, „niewolnikiem”, a nie profesjonalnym, suwerennym podmiotem kształcenia, oraz wykorzystanie przez kolejno rządzące formacje polityczne w Polsce ideologii do indoktrynacji światopoglądowej, gdyż oddala to młode pokolenia od rozumienia istoty i funkcji społeczeństwa obywatelskiego, angażowania się w sprawy państwa czy regionu.

Prof. Małgorzata Żytko, kierownik Katedry Edukacji Szkolnej i Kształcenia na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego - Marzą mi się czasy, w których zmiany w edukacji dokonują się w sposób ewolucyjny, a nowa ekipa rządząca korzysta z doświadczeń i osiągnięć poprzedników, wykorzystuje wyniki badań do podejmowania kolejnych decyzji, modyfikuje to, co zrobiła wcześniejsza. Tworzy się porozumienie społeczne na rzecz wysokiej jakości edukacji, ponad podziałami politycznymi.
Obszarem moich zainteresowań jest wczesna edukacja, dlatego odniosę się tylko do tych planów, które mogą jej dotyczyć. W zapowiedziach minister Anny Zalewskiej brakuje mi przede wszystkim założeń filozoficznych, ideologii proponowanych zmian. Mogę się domyślać, że chodzi o większe uspołecznienie edukacji, o zaangażowanie w nią rodziców i uczniów, ale w dyskusji o zmianach nie może brakować nauczycieli, bo ich głos jest bardzo ważny. Na pewno konieczne jest odbiurokratyzowanie edukacji – nauczyciele nie mogą się zajmować wyłącznie rozliczaniem realizacji podstawy programowej. Warto jednak już teraz pochylić się nad zmianami, które dokonały się w edukacji sześciolatków, i dookreślić, jaka obecnie ma być rola przedszkola, a jaka wczesnego etapu szkolnego, który jest etapem czteroletnim.

Z kolei jeśli chodzi o drugi etap szkoły podstawowej – klasy V–VIII, nie mam jasności, czy ma to być namiastka drugiego stopnia kształcenia, czy też ośmioletnia szkoła podstawowa. Nie wiadomo również, jak będzie wyglądało przejście z etapu I–IV do V–VIII. Jestem zwolenniczką, by ten etap czteroletni rozpoczynały sześciolatki, żebyśmy zmieniali szkołę, a nie uciekali od niej, dostosowywali jakość jej działania do potrzeb i możliwości rozwojowych dzieci. Tutaj kluczowym zadaniem jest zmiana podstawy programowej i dostosowanie jej do wyzwań przyszłości. W postulatach pani minister pojawiły się też uwagi dotyczące systemu doskonalenia nauczycieli – powinien on podlegać akredytacji, kursy nie mogą być przypadkowe i prowadzone na niskim poziomie. To prawda, nad tym należy zapanować. Niezwykle ważne jest też podniesienie jakości i rangi kształcenia nauczycieli, w szczególności dla wczesnej edukacji.

Prof. Łukasz A. Turski,  Centrum Fizyki Teoretycznej PAN - Nie chcę wypowiadać się na temat proponowanych zmian, bo jeszcze nie wiadomo, jakie one tak naprawdę będą. Nie mam jednak wątpliwości, że należy się zastanowić nad reformą szkoły. Według mnie będzie to proces trwający wiele, wiele lat, który – co może się nie spodobać wielu osobom – prawdopodobnie nigdy się nie skończy, ponieważ nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie zmiany cywilizacyjne i jak szybko będą następowały. Jeszcze 10 lat temu w użyciu praktycznie nie było mobilnych urządzeń, a obecnie są i pozostaną. Te urządzenia zrewolucjonizowały współczesny świat, sprawiły, że cywilizacja w ostatnich latach niesamowicie przyspieszyła. W historii cywilizacji te przyspieszenia występowały już wielokrotnie i zawsze musieliśmy się do tych zmian dopasować. Bo to nie technologia dopasowuje się do nas, tylko my do niej. I te społeczności, które się nie dostosują do nowego życia, zginą w sensie rozwojowym, zostaną w tyle wobec innych. Dlatego współczesna cywilizacja wymaga gruntownego przemyślenia roli szkoły.
Podstawą reformy edukacyjnej nie mogą zatem być zmiany administracyjne, ale zmiany wynikające z wizji szkoły za kilkanaście lat. Zestawienie kierunków rozwoju cywilizacji i edukacji powinno być przedmiotem naszej ciężkiej pracy i dopiero jak wymyślimy, co trzeba zrobić, jak ta szkoła ma wyglądać, powinniśmy do tego dopasować strukturę administracyjną.
Jestem absolutnie za reformą szkoły. I niezależnie od wszystkich politycznych zawieruch, gdyby rozpocząć poważną debatę o tym, jak dopasować edukację do rozwoju cywilizacji, uważam, że wszyscy powinniśmy w niej wziąć udział.    

Dowiedz się więcej z czasopisma
Dyrektor Szkoły. Miesięcznik Kierowniczej Kadry Oświatowej
  • rzetelna i aktualna wiedza
  • darmowa wysyłka od 50 zł