Beata Igielska: Sejm uchwalił nowelę ustawy o szkolnictwie wyższym i nauce. Zakłada ona nadanie części uczelni zawodowych nazwy „akademii nauk stosowanych”. Co da nadanie takiego miana?

Profesor Barbara Marcinkowska, rektor APS, przewodnicząca Konferencji Rektorów Uczelni Pedagogicznych(KRUPed), członek prezydium Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP):  To nie jest, niestety, tylko zmiana nazwy. Jest to zmiana pomysłu między innymi na kształcenie nauczycieli. Przyzwyczailiśmy się, że uczelnie mają takie nazwy, na jakie zasłużą, tj., jeśli spełnią wymagania, mogą być uniwersytetem, uniwersytetem przymiotnikowym bądź akademią czy też politechniką. W nowej, projektowanej sytuacji prawnej akademii będzie bardzo dużo, bo każda uczelnia zawodowa, która spełni kryteria opisane w ustawie, będzie mogła być akademią nauk stosowanych.

 

Podobno ma to zwiększyć prestiż...

Mam bardzo dużą obawę o to, czy sama zmiana nazwy spowoduje zmianę prestiżu uczelni. Może na początku tego procesu będzie mogło się tak wydawać. Sądzę jednak, że w dłuższej perspektywie może to doprowadzić obniżenia rangi akademii. O pozycji uczelni na rynku edukacyjnym i prestiżu powinna świadczyć jakość jej działalności.

 

 

 

Czy tak jak chce resort, nazwa wzmocni pozycję wyższych szkół zawodowych na rynku edukacyjnym i przyczyni się do pozytywnego odbioru w otoczeniu społeczno-gospodarczym? Specjaliści mówią na to: w otoczeniu społeczno-gospodarczym akademie nauk stosowanych kojarzyć się mogą jedynie z podmiotami oferującymi zwykłe kursy.

Powtórzę: na prestiż trzeba sobie zapracować. Zmianami nazwy nic nie osiągniemy. Nazwy staną się mniej wartościowe. Tylko jakością pracy podwyższa się rangę. Uczelnie raczej powinny być motywowane do spełnienia kryteriów jakościowych.

 

Dla mnie jest to poplątanie z pomieszaniem, takie puszczanie oka do uczelni posiadających najsłabszą kategorię C albo nie posiadających kategorii naukowej: podnosimy prestiż, ale obniżamy wymagania - uczelnia zawodowa będzie mogła uzyskać pozwolenie na prowadzenie studiów bez konieczności zawarcia porozumienia, jeżeli według stanu na dzień złożenia wniosku o pozwolenie na utworzenie tych studiów spełnia określone warunki.

Ustawa założyła, że prawo do kształcenia nauczycieli będą miały te uczelnie, które spełnią określone warunki, głównie warunek uzyskania określonej kategorii w procesie ewaluacji działalności naukowej. Czy to było słuszne, to też dyskusyjne. Czy bowiem działalność naukowa i prace naukowe przełożą się w prosty sposób na kształcenie nauczycieli? Owszem, jednostka naukowa może prowadzić badania na poziomie światowym, ale niekoniecznie dobrze kształcić nauczycieli. Postulowaliśmy, żeby podnosić jakość kształcenia nauczycieli. A ponieważ obecnie nauczycieli jest zbyt mało w stosunku do potrzeb rynku pracy, gdyby jakieś uczelnie utraciły możliwość ich kształcenia, mielibyśmy pat społeczny. Mogłoby się okazać, że w Polsce nauczycieli kształcić może kilkanaście uczelni, a rynek wchłonie każdą liczbę, bo część odchodzi na emeryturę, część po nauczaniu zdalnym idzie na urlopy dla poratowania zdrowia, a część rezygnuje z zawodu i idzie do korporacji. Młodzi zaś na starcie mówią, że nie będą pracować w szkole. Tak więc, z jednej strony istnieje potrzeba przygotowania dużej grupy nowych nauczycieli, z drugiej zaś ciągłego podnoszenia jakości procesu kształcenia. Pytanie jak to sensownie połączyć?

 

Co w związku z tym postulowała KRUPed?

KRUPed postulowała o wprowadzenie takich mechanizmów, które na podstawie jakości pracy uczelni będą przyznawały prawo do kształcenia nauczycieli. Podnieśliśmy też problem kształcenia na podyplomowych studiach kwalifikacyjnych, bo zawód nauczyciela jest regulowany, niektóre kwalifikacje nauczycielskie można zdobywać na studiach podyplomowych. Tymczasem właściwie każda uczelnia może prowadzić takie studia podyplomowe, jakie chce. Zabiegaliśmy o to, żeby podyplomowe studia kwalifikacyjne dla nauczycieli mogły prowadzić tylko te uczelnie, które mają prawo ich kształcić na studiach pierwszego i drugiego stopnia oraz jednolitych studiach magisterskich. Wtedy można zakładać, że są zapewnione niezbędne warunki do przygotowania nauczycieli, w tym np. zabezpieczona odpowiednio przygotowana kadra. Obecnie niektóre nauczycielskie studia podyplomowe mają niski poziom, odbywają się zdalnie lub realizowane są „za pomocą pendriva”.

 

Słyszałam, że nauczyciele płacą, dostają papier i do widzenia. Bo jeśli studia odbywają się w powiatowym mieście bez żadnego zaplecza akademickiego, to czego tam można się nauczyć za pomocą kredy i tablicy?

No właśnie. Dlatego prezydium KRASP poparło postulat zmiany w ustawie, aby studia kwalifikacyjne studia podyplomowe dla nauczycieli podlegały ocenie akredytacyjnej. Czyli jeśli mają dać kwalifikacje, powinny być akredytowane tak jak są akredytowane kierunki studiów. Obecnie kwalifikacyjne studia podyplomowe nie podlegają ocenie przez komisję akredytacyjną, bo takie są ustawowe zapisy. Nie ma możliwości prowadzenia zewnętrznej kontroli ich jakości, a przecież absolwent uzyskuje kwalifikacje do prowadzenia zajęć, przedmiotów lub też uprawnienia pedagogiczne i na ich podstawie będzie mógł uczyć. Musimy jednak pamiętać, że rynek studiów kwalifikacyjnych dla nauczycieli będzie musiał się rozwijać, bo ludzie będą musieli swoje kwalifikacje rozszerzać.

W małych szkołach nauczyciel będzie potrzebował kilku kwalifikacji, żeby wypełnić etat. Wolałabym, żeby nie był to nauczyciel „multispecjalnościowy”. Powinien jednak mieć szansę zdobycia dodatkowej specjalności, by móc wypełnić pensum. Dopóki jednak studia podyplomowe będą poza wszelką kontrolą, można mieć poważne wątpliwości co do ich jakości. Wielokrotnie dostawałam propozycje z uczelni zupełnie mi nieznanych z prośbą o poprowadzenie zajęć na takich studiach. Po sprawdzeniu strony internetowej jednej z takich uczelni okazało się, że oferuje pełną gamę studiów z zakresu pedagogiki specjalnej i to jeszcze w ofercie promocyjnej. Zrekrutowanie się na każdą kolejną specjalność skutkowało obniżeniem czesnego. Jak prowadzone były zajęcia, skoro nie mieli kadry? Wysyłałam w tej sprawie maile do Ministerstwa Edukacji Narodowej z prośbą o zainteresowanie. Ale nie wiem, czy tak się stało.