Beata Igielska: Ministerstwo edukacji chce zadbać o ukształtowanie w młodzieży właściwych postaw. Doradca ministra precyzował, że chodzi m.in. o "właściwe wychowanie kobiet, a mianowicie ugruntowanie dziewcząt do cnót niewieścich". Czy o tym uczysz na etyce?

Przemysław Staroń, nauczyciel, wykładowca, trener i psycholog. Autor książki „Szkoła bohaterek i bohaterów”. Nagrodzony przez KE twórca Zakonu Feniksa, tutor ponad 50 olimpijczyków z filozofii. Twórca #utrzy, wyróżniony w konkursie im. Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata”, nagrodzony LGBT+ Diamond 2019 Polish Business Award, Nauczyciel Roku 2018, finalista Global Teacher Prize 2020, Digital Shaper 2020, Członek Kolegium Ekspertów Instytutu Strategie 2050. - Nic mi nie wiadomo, by na etyce uczono o tych cnotach. Znam bardzo dobrze podstawę programową nauczania etyki, a jednak nie dotarłem do tego. Ojciec etyki, Sokrates, za ἀρετή (areté), czyli właśnie cnotę, uważa mądrość. Pasuje to do rozumienia tego pojęcia w starożytnej Grecji - oznaczało ono dzielność, doskonałość w realizowaniu określonych zadań czy wartości. To pojęcie jest niezwykle ważne także u Platona i Arystotelesa. U nich cnoty oznaczają tak naprawdę nasze kompetencje, aby dobrze, elastycznie, skutecznie funkcjonować w świecie.

Powtórka z religii tylko że na etyce? - na bakier z wolnością sumienia i wyznania>>


Takie trochę kompetencje miękkie?

Trochę tak. Cnoty to są doskonałości. Człowiek dążący do osiągnięcia określonej cnoty, dąży do tego, aby osiągać w danym obszarze mistrzostwo. Rzeczywiście, można by to ująć jako kompetencje miękkie - ale z zaznaczeniem, że mają zabarwienie moralne. U Platona są to: umiarkowanie, męstwo, mądrość i wyłaniająca się z ich koniunkcji sprawiedliwość. Wszystkie one odnoszą się do naszego zarządzania swoją osobowością i charakterem. U Arystotelesa są to między innymi zachowania i wartości sytuujące się w obrębie złotego środka - umiejętne bycie pomiędzy skrajnościami: niedomiarem a nadmiarem, np. między tchórzostwem a brawurą, obojętnością a zaborczością itd. Tak się rodzi odwaga, miłość etc. Ale co ciekawe, w starożytnej Grecji uważano, że areté jest cechą przynależną różnym przedmiotom. Stół służy do stawiania na nim przedmiotów, krzesło do siedzenia. Jeśli stół radzi sobie ze stawianymi na nim rzeczami, a na krześle jest stabilnie i wygodnie siedzieć, to znaczy, że realizują swoją cnotę. I także u człowieka można znaleźć element związany z jego „przeznaczeniem”. Istnieje w nas element określający nasze „powołanie” czy też „przeznaczenie” - nas jako ludzi. Sokrates ten element nazywa mądrością. Człowiek najlepiej wypełnia swoje przeznaczenie, jeśli jest mądry. Czyli jeśli wrócimy do źródłowego znaczenia pojęcia „cnota”, przedstawiciele naszego rządu raczej cnotliwi nie są.


Czego więc możemy oczekiwać pod pojęciem „ugruntowanie cnót niewieścich”? Nauki robótek ręcznych?

I tu wchodzimy w potoczne znaczenie słowa „cnota”. Czyli de facto dziewictwo. Na tej podstawie budują się kolejne skojarzenia. Jak wyobrażano sobie kobietę i jej rolę na przestrzeni stuleci? Kobieta, niewiasta, białogłowa - tu całe pole semantyczne wiąże kobietę z osobą wstydliwą, posłuszną, ugrzecznioną itd. Kobieta wykonuje czynności, które patriarchalny świat mężczyzn wyznaczył jej do wykonywania. Podległość w stosunku do mężczyzny, delikatność, grzeczność. Na pewno nie niezależność, siła, własne zdanie czy autonomia w podejmowaniu decyzji.


Mam wrażenie, że w tej rozmowie rozbijamy się o archaiczny język. Kto dziś używa „ugruntowane cnoty niewieście”!

I to jest sedno. Źródłem wielu problemów w naszym kraju jest język, a obecny rząd perfekcyjnie panuje nad językiem. Bardzo dobrze opisali to Michał Rusinek i Katarzyna Kłosińska w książce „Dobra zmiana, czyli jak się rządzi światem za pomocą słów”. To jest czysty Orwell. Tak umiejętnie buduje się znaczenia, żeby one żyły swoim życiem. Swoim acz skonstruowanym z góry. Na przykład mamy edukację antydyskryminacyjną czy seksualną. Te słowa budzą w wielu przerażenie. Ale jeśli weźmiemy samą treść i nie opatrzymy jej tymi określeniami, wielu ludzi nie będzie widzieć w niej problemu. Natomiast wystarczy dodać określenia „antydyskryminacyjna” czy „seksualna”, które są zatrute przez propagandowy jad naszej władzy, i opór pojawia się olbrzymi. Druga sprawa: w trzeciej dekadzie XXI wieku ludzie, którzy zajmują się edukacją i nauką, używają takiego języka, który jest odbiciem sposobu, w jaki oni widzą świat (lub też udają, że tak ten świat widzą, cynicznie tym rozgrywając). Paweł Skrzydlewski, autor słów o cnotach niewieścich, wykładał na KUL-u, gdy studiowałem na tamtejszym Wydziale Filozofii. Zajęć z nim nie miałem, ale wielu naszych świetnych, mądrych prowadzących mówiło, że tzw. podziemne katedry, a w jednej z nich był on zatrudniony, blisko współpracują z Radiem Maryja. Nieraz słyszałem, że dla tych ludzi filozofia skończyła się na XIII wieku.

 

Scholastyka...

Tak. To w ogóle ciekawe, bo sama scholastyka była, jak na tamte czasy, całkiem hej do przodu. Tylko że świat poszedł dalej, więc przestała być hej do przodu. Niestety, nie dla wszystkich. Ludzie żyjący według zasady „co tam nowego słychać w XIII wieku” obecnie modelują nam życie społeczne i polityczne.


Już wkrótce uczniowie nie będą mogli nie chodzić ani na religię, ani na etykę. Wydaje się jednak, że w wizji rządzących etyka ma być religią bis, ma jedynie inaczej się nazywać. Czy na etyce uczysz pism świętych? Czego uczysz?

Oczywiście, że uczę pism świętych. Bardzo często korzystam z fragmentów świętych ksiąg różnych ludów. Uczę też o pismach świętych - mam zalaminowane fragmenty o świętych księgach z genialnych „Bozi” Karoliny Oponowicz. Porównuję znaczenia. Biorę np. słynny fragment „Potęgi mitu”, gdzie Joseph Campbell zestawia różne wersje opowieści o stworzeniu świata z Księgą Rodzaju. U rdzennych ludów Ameryki Północnej, Afryki czy Australii znajdujemy dokładnie te same wątki, rozwiązania fabularne i postaci co w Genezis! Wracając do samej etyki - szkoda, że rola etyki w polskiej szkole jest niewykorzystana i niezrozumiana. Zacząłem jej uczyć w 2010 r. W mojej szkole ten przedmiot stał się niezwykle modny, 3/4 uczniów na niego chodziło. Wiem od różnych zaprzyjaźnionych kapłanów, że kuria na różne sposoby próbowała przejąć ster i odbić młodych, zniechęcając ich do moich zajęć, jednocześnie próbując uczynić z religii coś atrakcyjnego. Muszą mieć naprawdę jakichś speców marketingu, bo kiedyś wysłali księdza egzorcystę, żeby uczył w naszym liceum religii.


Żartujesz?!

Nie, chodziło o to, żeby zniszczyć atrakcyjność Staronia. Tylko ten sposób działania był nie do końca skuteczny. Były takie akcje, że dzieci chodzące na religię przybiegały do mnie z płaczem, bo ksiądz im na lekcji powiedział, że jeśli ćwiczą medytację buddyjską, otwierają się na działanie szatana. Te dzieci chodziły na religię, bo były głęboko wierzące, czasami dlatego, żeby nie denerwować babci itp. Tymczasem dzieci, które ostatecznie wybrały etykę (wśród nich wielu jest praktykujących katolików i katoliczek), opowiadały, że gdy ksiądz przychodził do nich do domu po kolędzie, słyszały: „no tak, w zeszłym roku byłaś bierzmowana, teraz odchodzisz od Boga, bo chodzisz na etykę, a tym samym dajesz antyświadectwo i przez ciebie inni oddalają się od Jezusa”. Były też telefony do babć: „co się stało z pani wnuczką, ona chodzi na etykę!”. Mówimy o centrum Sopotu, przypominam. Potem kuria chyba coś zrozumiała i podesłała tzw. fajnego księdza, ale on organizował pielgrzymki, dużo wyjeżdżał, sporo go nie było i niestety został odsunięty od nauczania w naszej szkole, a szkoda. W końcu tam w kurii chyba dostrzegli, że Przemek Staroń jest po prostu fajnym, skutecznym nauczycielem, że wysyłanie księży egzorcystów, by odbić młodych, to chyba nie jest najsensowniejszy kierunek. Ale nawet nauczyciele wielokrotnie zadawali mi pytanie: „Przemek, co ty na tej etyce robisz? Bo jak przychodzi do mnie ksiądz po kolędzie, to słyszę, że uczę w szkole, w której jest TEN Staroń”.