"Związek Nauczycielstwa Polskiego od 2008 r. uznaje, że polskie dziecko powinno rozpocząć edukację od szóstego roku życia. Jednocześnie chcieliśmy i chcemy, aby temu procesowi towarzyszyła poprawa, jeśli chodzi o liczbę dzieci objętych wychowaniem przedszkolnym. Stąd dwie inicjatywy obywatelskie ZNP zmierzające do tego, by przedszkola były finansowane z budżetu państwa, bo powszechna, masowa i dobra edukacja przedszkolna stanowiłaby doskonały punkt wyjścia do edukacji szkolnej" - powiedział we wtorek Broniarz na konferencji prasowej pytany o ogólnopolskie referendum edukacyjne.
"Nie podzielamy zdania, że polskie dziecko w czymkolwiek się różni od dziecka brytyjskiego, szwedzkiego, od dzieci krajów Europy Zachodniej. Nie ma żadnego powodu, byśmy mówili, że polskie dziecko ma jakiekolwiek negatywne cechy w sobie, które uniemożliwiałby mu edukację od szóstego roku życia. Powiem szczerze, że zdumieniem słucham czasami wypowiedzi osób, które mówią, że polskie dziecko jest psychicznie do tego nieprzygotowane. Bo jeśli tak by miało być, to w Sejmie powinna być nie komisja smoleńska, ale komisja do spraw genotypu dziecka polskiego, jako czegoś szczególnego, co wyróżniałby nas in minus w skali europejskiej, czegoś co uniemożliwiałoby dziecku sześcioletniemu edukację" - powiedział Broniarz.
Jak mówił, od 2009 r. (wtedy Sejm zdecydował o obniżeniu wieku obowiązku szkolnego z siedmiu do sześciu lat) szkoły miały wystarczająco dużo czasu, by się przygotować. Zdaniem prezesa ZNP, słabością polskich szkół jest brak świetlic i brak stołówek. Jak wyjaśnił, chodzi mu o stołówki, gdzie będzie podawany zbilansowany posiłek, i świetlice z podziałem na różne grupy wiekowe, w których nie będą pracować nauczyciele w ramach tzw. godzin karcianych.
"Nie sprawdzono, co samorządy zrobiły w tym zakresie, chociaż jestem przekonany, że zdecydowana większość szkół jest gotowa. Ja jestem przeciwny pogłoskom, że nauczyciele są nieprzygotowani, że szkoły polskie są nieprzygotowane. To niezasłużenie negatywna ocena wystawiona samorządom" - ocenił.
"Jeśli politycy, posłowie tego rodzaju opinie głoszą, to ja się pytam: co zrobili, by na ich terenie, w miejscach skąd zostali wybrani, szkoły były należycie przygotowane" - dodał.
Według niego referendum edukacyjne nie rozwiąże problemów w oświacie. "Bo w tym referendum mamy groch z kapustą. (...) Mamy postulat wycofania się z obowiązku szkolnego dla dzieci sześcioletnich, mamy postulat, by nie likwidować szkół, choć to samorząd decyduje o tym, a jednocześnie jest tam wotum nieufności wobec gimnazjum" - zauważył.
Zdaniem Broniarza zachodzi sprzeczność między pytaniami. "Jeśli protestujemy przeciwko likwidacji szkół, bo to generuje zwolnienia nauczycieli, to nie możemy w jednym arkuszu referendalnym domagać się likwidacji gimnazjów" - powiedział. Wyjaśnił, że likwidacja gimnazjów oznacza masowe bezrobocie nauczycieli.
"Jestem pełen uznania, dla tych wszystkich, którzy podpisali się pod wnioskiem obywatelskim o przeprowadzenie referendum. Emocjonalnie jesteśmy z tymi ludźmi, ale rozum podpowiada, że jest to nie do zrealizowania. Brakuje tylko pytania, pod którym podpisałoby się pozostałych 37 mln ludzi: "Czy chcemy być wszyscy piękni, młodzi i bogaci?" - zaznaczył.