Reforma edukacji minister Hall, czyli sześciolatki w pierwszych klasach i nowe programy nauczania, wciąż budzą kontrowersje. – Reforma nie została przygotowana i jest wprowadzana za szybko – ocenia Wojciech Książek, wiceminister edukacji w rządzie Jerzego Buzka. Krystyna Łybacka, minister edukacji w rządzie Leszka Millera, podkreśla, że ten rok i najbliższe lata będą sprawdzianem pomysłów resortu.
MEN szacuje, że z 260 tys. dzieci uprawnionych do pójścia do pierwszych klas naukę rozpocznie 10 proc. Rodzice posyłają sześciolatki do szkół dobrowolnie. Rząd wycofał się z obowiązkowego obniżenia wieku szkolnego.
Marek Olszewski, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich, , twierdzi, że im bliżej rozpoczęcia roku szkolnego, tym więcej zapisanych do szkół sześciolatków. – Rodzice przekonują się, że szkoły są nieźle przygotowane do nauki maluchów – podkreśla.
Ale zdaniem Łybackiej powód jest inny. – Zorientowali się, że dziecko w przedszkolu straci, bo nie będzie się uczyło pisać i czytać.
Wojciech Książek dodaje, że w kraju będą duże różnice w warunkach nauki sześciolatków.
– Pozytywny przykład daje Gdynia. Zaplanowała, że w klasach będzie nauczyciel wspomagający sześciolatki. Na takie rozwiązanie nie wszystkie samorządy stać.
Zwraca też uwagę na niedoskonałości programowe reformy. Do podstawówek i gimnazjów wchodzi nowa podstawa programowa, która została napisana z myślą o obniżeniu wieku szkolnego.
Nie tylko nauczanie najmłodszych budzi kontrowersje. – Zatraci się idea liceum ogólnokształcącego – twierdzi Książek.
Programy gimnazjum i liceum są tak ułożone, by nie powtarzać treści w kolejnych klasach. Kurs wykształcenia ogólnego kończy się po pierwszej klasie liceum. Potem uczeń wybiera przedmioty mające go przygotować do studiów. W efekcie z listy lektur liceum wypada m.in. Sienkiewicz. Anna Borkowska ze Stowarzyszenia Nauczycieli Polonistów mówi: – Z najwybitniejszych polskich dzieł albo zrezygnowano, albo pozostawiono fragmenty.
Przeciwko programom protestowali historycy i poloniści.
– Wczesne profilowanie może doprowadzić do utraty wspólnego kodu kulturowego i orientowania się w różnych zagadnieniach, a to Polaków zawsze wyróżniało, np. na tle Amerykanów – przyznaje Łybacka.
Prof. Zbigniew Marciniak, wiceminister edukacji, broni programów. Bo liczba godzin na historię nie maleje, a kurs rozszerzony zyskuje cztery godziny tygodniowo. Zyskało też nauczanie historii najnowszej. – Te tematy pojawiały się dwa razy: w gimnazjum i liceum, ale trafiały na okres tuż przed egzaminami. Reforma powoduje, że cały blok historii najnowszej znajdzie się w I klasie szkoły ponadgimnazjalnej – mówi. Wiceminister broni również lektur. – Zawsze można powiedzieć, że do listy powinna być dodana jakaś książka. Jednak skoro mamy pozytywne opinie literaturoznawców z PAN, to wystarczy, by uznać, że lista została przygotowana dobrze. 
 
Źródło: Rzeczpospolita, 25.08.2009 r.