W Katowicach do pierwszych klas pójdzie około 2,7 proc. sześciolatków, we Wrocławiu 2,3 proc., w Krakowie - 2,1 proc., w Łodzi 3,5 proc., w Gdańsku niecałe pięć. Nie sprawdziły się więc przewidywania minister edukacji Katarzyny Hall, która w styczniu prognozowała, że w tym roku do szkół trafi co trzeci sześciolatek. Rodzice jednak nie chcą zapisywać dzieci do szkoły o rok wcześniej, bo uważają, że szkoły nie są na to przygotowane.
Jedynym miastem, w którym rodzice chętnie zapisują dzieci do pierwszej klasy, jest Gdynia. Tam do szkoły pójdzie niemal co piąty sześciolatek. Ale tu władze miasta już od zimy prowadziły kampanię informacyjną oraz przeznaczyły dodatkowe pieniądze na przystosowanie sal lekcyjnych do potrzeb małych dzieci.
MEN ma nadzieję, że do września liczba sześciolatków w szkołach jeszcze wzrośnie, bo wielu rodziców dopiero teraz zaczyna myśleć o nadchodzącym roku szkolnym, a te dane, które zbierają kuratoria, to jedynie szacunki.
Wszyscy spodziewają się, że więcej sześciolatków pojawi się w szkole w 2010 roku. Ale tak się stanie tylko wtedy, gdy przez najbliższy rok placówki zostaną przystosowane do edukacji najmłodszych uczniów. Zdaniem Tomasza Elbanowskiego ze stowarzyszenia "Ratuj maluchy", szanse na to są bardzo małe, bo z powodu kryzysu obcięto pieniądze na wdrażanie tej reformy.
- Nie dostaliśmy ani złotówki na reformę - mówi Mieczysław Orgacki, naczelnik Wydziału Edukacji Urzędu Miasta w Tarnowskich Górach. I tak długo, jak szkoły nie będą do tego przystosowane, rodzice będą zwlekać z posyłaniem do nich sześciolatków.

Źródło: Dziennik „Polska”, 7.08.2009 r.