Nowelizacja prawa o szkolnictwie wyższym umożliwiła uczelniom tworzenie nowych kierunków studiów. Z założenia mają one umożliwić szkołom wyższym lepsze dostosowanie się do wymagań rynku. Część nowo-otwartych kierunków budzi poważne wątpliwości – za atrakcyjną nazwą może nie stać program studiów, który pozwali znaleźć pracę. 

 Do ubiegłego roku akademickiego listę kierunków tworzyło ministerstwo nauki, a każdy nowy musiał być zatwierdzony przez ministra. Obecnie minister Barbara Kudrycka zdecydowała o uwolnieniu kierunków, przyznając większą swobodę uczelniom w kształtowaniu swojej oferty. 

Eksperci oceniają, że taka decyzja nie jest do końca krokiem w dobrym kierunku. Jeżeli rozszerzanie oferty edukacyjnej jest ściśle powiązane z potrzebami przedsiębiorców, tak jest na przykład w wypadku kierunku inwestycje i wdrożenia przemysłowe otwartego na Politechnice Koszalińskiej, czy matematyki i finansów na Uniwersytecie Marii Curii-Skłodowskiej, to idea jest dobra.
 
Z drugiej strony, studia typu wspomnianych już ogrodów zoologicznych, turystyki historycznej, socjologii techniki wydają się mieć charakter rozwijania swoich zainteresowań i hobby. Przyszły pracodawca nie będzie w stanie ocenić, jakie umiejętności absolwent zdobył na studiach kierując się jedynie nazwą kierunku. Co więcej, znalezienie firmy, która będzie chciała taką osobę zatrudnić do pracy w zawodzie będzie niezwykle trudne. 
 
Na to zjawisko należy popatrzeć także przez pryzmat niżu demograficznego. Od dłuższego czasu uczelnie (widać to bardzo wyraźnie na przykładzie tych prywatnych) starają się wszelkimi metodami pozyskać studenta. Na uczelni publicznej to właśnie zanim idzie dotacja, a na prywatnych – czesne. Niż sprawia, iż w ciągu najbliższej dekady liczba studentów skurczy się radykalnie, co spowoduje upadek zdecydowanej większości szkół prywatnych, więc uczelnie są zdeterminowane wszelkimi metodami pozyskać studenta.
 
Dziennik Gazeta Prawna, 28 listopada 2012 r.