Projekt nowelizacji prawa o szkolnictwie wyższym, nad którym właśnie pracują posłowie, nakłada na uczelnie obowiązek korzystania z systemów antyplagiatowych. Szkopuł w tym, że prace dyplomowe będzie mogła sprawdzić każda firma deklarująca skuteczność w wykrywaniu zapożyczeń. Nie ma żadnych przepisów regulujących działanie takiego systemu.

Nowela wprowadza art. 167a. Zgodnie z nim uczelnia będzie zobowiązana do sprawdzania pisemnych prac przed egzaminem dyplomowym z wykorzystaniem programów antyplagiatowych. Nie ma tu jednak definicji programu antyplagiatowego, co stwarza ryzyko wypłynięcia na rynek firm, które stworzą nieskuteczne systemy.
Część uczelni już zapowiada wybór najtańszego dostępnego rozwiązania spełniającego wymogi ustawy. A obecnie spełniają je programy niewykrywające żadnych zapożyczeń lub wykrywające je w każdym analizowanym tekście. Jak zaznacza Piotr Müller, przewodniczący Parlamentu Studentów RP, brak dokładnych regulacji budzi ogromne obawy, że powstaną firmy krzaki trudniące się prześwietlaniem prac żaków. – Uściślenie przepisów w tym zakresie jest konieczne. Bez tego działania na rzecz poprawy jakości prac mogą okazać się nieskuteczne – podkreśla.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie widzi jednak problemu.
– Zakładamy, że to uczelnie w granicach swojej autonomii będą podejmować w tej kwestii najlepsze decyzje – mówi Łukasz Szelecki, rzecznik MNiSW.
 
Z kolei według Marka Rockiego, przewodniczącego Polskiej Komisji Akredytacyjnej, najważniejsza w wprowadzaniu obowiązkowych systemów antyplagiatowych jest idea.
– Ten przepis jest po to, by zwalczać plagiaty w pracach dyplomowych. Jeśli jakieś narzędzie, które temu służy, będzie słabe, uczelnie powinny z niego zrezygnować – zauważa.
 
I podkreśla, że obecnie uczelnie, nawet jeśli deklarują korzystanie z systemów antyplagiatowych, to kontrola PKA wykazuje, że nie używają ich do sprawdzania prac. Takie braki w połączeniu z innymi przewinieniami, jakich dopuszcza się uczelnia, skutkują nawet negatywną oceną placówki w parametryzacji PKA.
 
Obecnie uczelnie nie mają praw autorskich do tekstów prac dyplomowych absolwentów, co uniemożliwia przechowywanie ich w repozytorium. Nie mogą też przetwarzać prac na potrzeby systemów antyplagiatowych. Co prawda zbierają od studentów oświadczenia, w których ci zgadzają się na przetwarzanie swoich prac, ale zwykle w Plagiat.pl.
Sebastian Kawczyński - prezes firmy Plagiat.pl zaproponował sejmowej podkomisji ds. nauki i szkolnictwa wyższego, by ustawowo zobowiązać studentów do składania oświadczenia zawierającego zgodę na wykorzystanie ich prac. Jego zdaniem uczelniom można przyznać prawa autorskie do pracy w postaci licencji niewyłącznej.
Źródło: Rzeczpospolita