Choć zdarzają się wyjątki, droga do stworzenia i skutecznego pokierowania własnym start-upem rzadko bywa usłana różami. Mimo to nie brakuje chętnych, aby spróbować własnych sił w tej wymagającej sztuce. Proces powoływania takiego projektu do życia oznacza pracę na pełen, a często nawet na dwa etaty. Choć jest to ciężki kawałek chleba, daje dużo satysfakcji. Odpowiednio prowadzony może również przynieść spore gratyfikacje finansowe. Aby się udało, trzeba postawić na właściwe karty i odpowiednich ludzi, a potem zacząć działać. I to od razu pełną parą!

Trudne początki
Na całym świecie różnorodne projekty start-upowe pojawiają się niemal jak przysłowie grzyby po deszczu. Ale tylko niektórym udaje się skutecznie zaistnieć w świadomości najpierw potencjalnych inwestorów, a następnie ewentualnych klientów. Powodzenie takiego przedsięwzięcia jest wypadkową wielu czynników, rozłożonych w czasie.

W początkowej fazie są to najczęściej sam pomysł (jego oryginalność, nietypowość, przełomowość), determinacja twórcy (czy jest gotów w całości poświęcić się swojemu projektowi) odpowiedni zespół oraz założenia dotyczące potencjalnych odbiorców danego produktu lub technologii. – Twórcy start-upów często koncentrują się na konsumentach indywidualnych, podczas gdy grupą docelową są dla nich zwykle producenci, którzy mogliby praktycznie wykorzystać ich wynalazki.

W ten sposób już na samym początku łatwo o błąd znacznie utrudniający działanie w późniejszych etapach, np. sprzedaż oferowanych usług, wyrobów, technologii – komentuje dr Aleksandra Przegalińska, współautorka programu studiów „Tworzenie i rozwój nowoczesnych start-upów” w Akademii Leona Koźmińskiego.

Problemem bywa też niewłaściwe przygotowanie do poszukiwania potencjalnych inwestorów i przekonania ich, że wydając pieniądze na dany projekt, dokonują naprawdę bezpiecznej i dobrze rokującej na przyszłość lokaty kapitału. – Jak pokazuje nasza praktyka, duża część początkujących start-upowców to doskonali mówcy, potrafiący z prawdziwą pasją godzinami opowiadać o własnym projekcie i jego unikatowości.

To ważna umiejętność, problem w tym, że pytani o twarde kwestie, np. obrony przed konkurencją, zwykle nie mają dobrych odpowiedzi, a jedynie własne marzenia, które mogą nie wytrzymać zderzenia z twardą rzeczywistością rynkową – mówi Przemysław Lahuta, kierownik Działu Analiz Rynkowych Polskiego Instytutu Badań i Rozwoju.

Proste pytania, trudne odpowiedzi
Zanim zaczniemy prace nad tworzeniem własnego projektu, warto dogłębnie przenalizować wszystkie potencjalne możliwości, zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Pozwoli to odpowiednio wcześnie przygotować odpowiedzi na trudne pytania, jakie może zadać inwestor. Jest ich całe mnóstwo i często związane są z obszarami, z którymi, wydawać by się mogło, nasz projekt nie ma zbyt dużo wspólnego. – Musimy być przygotowani na brak zrozumienia i pytania dlaczego chcemy coś robić, po co, dla kogo, skąd weźmiemy pieniądze, a skąd ludzi.

Wiele osób przychodząc ze swoim projektem do wybranego funduszu nie odpowiada na nie w satysfakcjonujący sposób – tłumaczy Przemysław Lahuta. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że dobre odpowiedzi na takie pytania rodzą kolejne zapytania. Dopiero, gdy inwestor nie będzie miał ich więcej, rozmowa przejdzie na dalsze, bardziej konkretne etapy.

To nie jest łatwy proces, ale – jak podkreślają specjaliści – niezwykle istotny, ponieważ pomaga przygotować się na ogromną ilość możliwych scenariuszy, a jednocześnie dokładnie zrozumieć, czym naprawdę ma być konkretny projekt. – W początkowej fazie projektu mało kto ma ochotę myśleć o ewentualnych konsekwencjach pochopnych wyborów.

Dlatego warto o tym mówić, ponieważ nieodpowiednie przygotowanie może tak właśnie się skończyć. Trzeba zdać sobie sprawę, że w przypadku start-upów jesteśmy nie ich menedżerami, a właścicielami, co znacznie podnosi odpowiedzialność – przekonuje dr Aleksandra Przegalińska. – Zawsze dowiedzmy się najpierw, czego możemy się spodziewać, jakie są możliwe pozytywne, a jakie negatywne scenariusze.
@page_break@


Osobiste, kilkukrotne przejście przez całą ścieżkę kolejnych etapów planowania, wykonywania, zderzania się z rzeczywistością pozwoli uniknąć nie tylko rozczarowań, lecz przede wszystkim poważnych problemów – dodaje specjalistka.

Postaw na współpracę
Odpowiednie przygotowanie się do pracy to podstawa. W przypadku start-upu trudno jednak zrobić to w pojedynkę, niełatwo będzie też samotnie poprowadzić taki projekt. Zdaniem ekspertów, zanim przystąpimy do działania, należy skompletować odpowiedni zespół osób. Ich kompetencje i zasób wiedzy powinny wzajemnie się uzupełniać.

Dopiero w następnym kroku należy zacząć myśleć o przygotowaniu optymalnego biznesplanu, w oparciu o który będzie można próbować przekonywać potencjalnych inwestorów. Taka kolejność działania podyktowana jest przede wszystkim tym, że plany powstałe na drodze ucierania się opinii kilku osób, które wiedzą o czym mówią, zwykle bywają bardziej dopracowane, uwzględniają również więcej możliwych opcji. – To podejście bywa krytykowane, ponieważ w społecznej świadomości wciąż funkcjonują twórcy, którzy swoje unikatowe dzieła tworzyli w przydomowych garażach.

Obecnie dużo łatwiej jest osiągnąć sukces, działając w sprawnym, zgranym zespole niż będąc samotnym wilkiem nawet, jeśli byłby on genialnym wynalazcą – tłumaczy dr Aleksandra Przegalińska. Jak podkreśla ekspertka, kultura start-upowa nie jest zarezerwowana wyłącznie dla młodych osób. Dlatego w jednym zespole bez problemu może spotkać się starszy inżynier, z dużo młodszym specjalistą od marketingu czy nowych technologii.

Co więcej, połączenie młodości i doświadczenia przynosi zwykle bardzo dobre efekty, ponieważ tak zbudowane drużyny dysponują szerszym zasobem wiedzy i większym wachlarzem odmiennych kompetencji. – Jak pokazuje praktyka, działając razem nie tylko zrobią start-up, ale na dodatek w dużej ilości przypadków uda im się zrealizować go dużo szybciej i z większymi szansami na skuteczną komercjalizację projektu niż w przypadku zespołów złożonych wyłącznie z rówieśników – przekonuje Przemysław Lahuta.

Coś nie wyszło? Wyciągnij z tego wnioski

Prawa rynku powodują, że nie każdy projekt okazuje się sukcesem. Wiele z pomysłów nigdy nie wchodzi nawet w fazę realizacji, innych nie udaje się skończyć, a część tych, które zaczęły działać nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Ważne jednak, aby każdorazowo dokładnie dowiedzieć się, co stanęło na drodze do powodzenia. Często twórcom brakuje determinacji, a projektom finasowania lub zabezpieczenia prawnego.

Problemem bywa też zła ocena potencjalnej konkurencji czy zwrócenie się o pomoc w finasowaniu do niewłaściwych osób. Często przeszkodą są również kłopoty ze źle dobranym zespołem czy też złą lub nieadekwatną do danej sytuacji strategią działania. Zdarza się również, że projekty pojawiają się za późno, albo jest na nie jeszcze za wcześnie. Niepowodzenia, podobnie jak sukces, znacznie częściej są wypadkową kilku czynników, niż jednego poważnego błędu. – W takim przypadku nie należy się poddawać, ale od razu zebrać maksymalną ilość informacji zwrotnych i dokładnie je przenalizować.

Znając przyczynę braku powodzenia, unikniemy popełniania podobnych błędów w przyszłości – przekonuje dr Aleksandra Przegalińska, współautorka programu studiów „Tworzenie i rozwój nowoczesnych start-upów” w Akademii Leona Koźmińskiego. W kolejnych projektach, trzeba wziąć pod uwagę wszystkie wcześniejsze doświadczenia, a jednocześnie jeszcze ciężej pracować. – W start-upie nie ma miejsca na to, że „nie chce mi się”, „zrobię to potem, jutro”. Jeśli wiemy, że takie może być nasze podejście, warto dokładnie przemyśleć, czy rzeczywiście jest on dla nas najodpowiedniejszym miejscem pracy – podsumowuje ekspert PIBiR, Przemysław Lahuta.

Stworzenie i rozwinięcie start-upu to zadanie będące w zasięgu osób, które już od dawna o tym rozmyślają. Tworząc własne przedsięwzięcie, dobrze jest korzystać z wiedzy i doświadczeń uznanych praktyków. W oparciu o nie możemy właściwie przygotować, zaplanować i dokonać podziału prac, co znacznie ułatwi pokonywanie ewentualnych przeciwności. 
Źródło: Akademia Leona Koźmińskiego