Problem pierwszy to ten, że część nauczycieli z krótszym stażem pracy świetnie posługuje się IT, ale brak im często doświadczenia metodycznego, a często głębszej refleksji nad procesem uczenia się ucznia.

Ocenianie pracy zdalnej - samodzielność uczniów pod znakiem zapytania>>

 

Brak doświadczenia lub brak obeznania z nowymi technologiami

Niestety, wiedzę tę na studiach przekazują im nauczyciele akademiccy, teoretycy, którzy jakże często w szkole nigdy nie pracowali. Z kolei nauczyciele mający już praktykę i doświadczenie posiadają mniejsze kompetencje informatyczne i im też niełatwo połączyć oba obszary. Pojawiają się w tych dniach próby opracowań metodycznych dostosowane do nowych warunków, nie tylko polskie, np. OECD, ale dotarcie do nich nie jest łatwe, a nauczyciele sumiennie pracujący po prostu nie mają na to czasu.

 

I tu pojawia się problem nauczania zdalnego i oceny jego efektów. Tego też nikt nigdy nikogo nie uczył (no, chyba że pół wieku temu, gdy funkcjonowały jeszcze licea korespondencyjne). Bo co nauczyciel ma oceniać? Efekt pracy czy proces dochodzenia ucznia do nowej wiedzy i nabywania nowych kompetencji? Jak to zrobić, gdy nie ma bezpośredniego kontaktu z uczniem, a podczas lekcji na Zoom, Teams itp. często trzeba wyłączyć kamerki, bo sieć jest przeciążona, a i sprzęt w domu nie zawsze spełnia niezbędne warunki? Gdy nie można podejrzeć procesu uczenia się to najprościej uciec do oceny efektów, a tu już o krok od przyjęcia metodologii oceny pracy domowej, zresztą w Polsce praktykowanej opacznie.

 

Problem istnieje od dawna

Problem z pracami domowymi nie jest nowy. Resort bronił się, gdy było to przedmiotem narodowej debaty, że praca domowa jest elementem szkolnego systemu nie tylko w Polsce. To prawda, ale raczej tylko w Polsce jest narzędziem represji wobec ucznia i jego rodziny, a powinna zaś być okazją do utrwalenia materiału z lekcji lub przygotowania się do nowej. W wielu krajach uczeń jest doceniany za to, że zadaną pracę wykonał z kolegą, rodzicem czy rodzeństwem, bo to uczy pracy zespołowej (zresztą tak też pracuje się tam w klasie). Ważny jest sam proces, a nie jego efekt. Dlatego angielscy, niemieccy czy izraelscy tatusiowie nie biegają po marketach dopytując o budki lęgowe dla ptaków, bo nauczyciele ich dzieci nie „wpadają” na genialny pomysł zadania pracy domowej, polegającej na wykonaniu takiej budki! Zaś mamy nie konsultują się u fryzjera jak wykonać zadanie z przyrody dla swojej pociechy, a skupiają się na tym, jak wspólnie z pociechą znaleźć w dostępnej w domu biblioteczce lub w internecie potrzebne wiadomości (a może odpowiedź zna dziadek?). Mój wnuk, licealista, opowiadał mi, jak odkryli z paczką kolegów metodę rozwiązywania zadań z matematyki wspólnie z pomocą komunikatora video – nie ściągając gotowe rozwiązania, ale wspólnie rozwiązując, jednocześnie ucząc się! Dlaczego nie podpowiedział im tego żaden nauczyciel? Wszak tutaj najważniejszy jest proces dochodzenia do wiedzy, a nie często krótkotrwałe jego efekty.

 

Oczywiście, są prace domowe, za wykonanie których można by wyróżniać (ale nie oceniać) ucznia, np. przeczytanie lektury, nauczenie się na pamięć tekstu, poćwiczenie na flecie gamy itp., bo będą to prace pomocne podczas najbliższej lekcji w samym jej przeprowadzeniu i zrozumieniu. Tak więc prace domowe winny być utrzymane, ale zdecydowanie należy odejść od ich oceniania.

 

Powraca więc fakt oceniania postępów w pracy ucznia podczas procesu realizowanego w trybie zdalnym. To nie jest praca domowa! To jest lekcja inaczej zorganizowana. To jest cały proces wciśnięty w ramy, których dziś nie akceptują w sporej części uczniowie i nauczyciele. Brak fizycznego kontaktu, wyczuwania niuansów komunikacji nie tylko werbalnej, modulacji głosu, uśmiechu na twarzy…

 

Zaczynamy doceniać to, do czego przywykliśmy, bo było na co dzień, bo po prostu było. A teraz nie ma. Z drugiej strony poraża informacja, że nauczycielka klas IIII przez trzy miesiące nie zadzwoniła do żadnego swego ucznia z prostymi pytaniami: jak się czujesz? z czym masz problemy? czy tęsknisz za klasą?, i prostym komunikatem: bardzo chciałabym spotkać się z wami wszystkimi… Uczniom naprawdę tego brakuje! Przede wszystkim maluchom.

 

O zasadach oceniania trzeba poinformować

I jeszcze jedna kwestia: art. 44 b ustawy o systemie oświaty stanowi, że nauczyciele na początku każdego roku szkolnego informują uczniów oraz ich rodziców, o wymaganiach edukacyjnych niezbędnych do otrzymania przez ucznia poszczególnych śródrocznych i rocznych ocen klasyfikacyjnych z zajęć edukacyjnych, wynikających z realizowanego przez siebie programu nauczania oraz sposobach sprawdzania osiągnięć edukacyjnych uczniów.

 

 

 

Jednocześnie wychowawca oddziału na początku każdego roku szkolnego informuje uczniów oraz ich rodziców o warunkach i sposobie oraz kryteriach oceniania zachowania, a także o warunkach i trybie otrzymania wyższej niż przewidywana rocznej oceny klasyfikacyjnej zachowania. Pamiętajmy, że szczegółowe warunki i sposób (nie wymagania i kryteria!) oceniania wewnątrzszkolnego określa statut szkoły. Ciekawe w ilu szkołach, w związku ze zmianami zasad postępowania w ciągu roku, poinformowano w marcu/kwietniu uczniów i ich rodziców o zmianie wymagań (przedmioty) czy warunków, sposobach i kryteriach oceniania (zachowania) w nowych okolicznościach?