Obrót kredytami frankowymi kwitnie. Czy jednak frankowiczom sprzedaż kredytu się opłaca? Prawnicy odpowiadają, że "to zależy". Ich zdaniem pod rozwagę taką opcję mogą brać osoby, które spłaciły kredyt. Ale i one muszą uważać.

Czytaj też: Kredyt frankowy dawno spłacony? Nie szkodzi, bank i tak zwróci pieniądze

Nie wszystko złoto, co się świeci 

Prawo pozwala na cedowanie (przelewanie) wierzytelności pieniężnych przysługujących kredytobiorcom przeciwko bankom o zwrot świadczeń nienależnych, więc prawnych przeszkód do tego nie ma żadnych. Trzeba jednak uważać, co się sprzedaje oraz oczywiście - na jakich warunkach.

- W mojej ocenie możliwość obrotu wierzytelnościami frankowymi w praktyce dotyczy spłaconych kredytów, gdzie przedmiotem procesu jest roszczenie o zapłatę – albo całej kwoty wpłaconej do banku albo nadpłaty ponad kapitał. Potwierdził to zresztą Sąd Najwyższy w uchwale z 6 kwietnia 2018 r., sygn. akt III CZP 114/17 - mówi Karolina Pilawska, adwokat, partner w Kancelarii Prawnej Pilawska Zorski Adwokaci.

Przed sprzedażą wierzytelności trzeba ustalić, jaka kwota roszczenia rzeczywiście przysługuje względem banku i porównać ją z ofertą firmy, która chce kredyt nabyć. Przy analizie finansowej warto uwzględnić także odsetki za opóźnienie, które są naliczane za czas trwania procesu od dochodzonej kwoty (obecnie 11,25  proc. w skali roku).  

- Jeśli sprzedamy wierzytelność o zwrot rat w wysokości np. 400 tys. zł, zapominając o tym, że bank jest naszym wierzycielem o zwrot kwoty 350 tys. zł tytułem kapitału kredytu, to może się okazać, że będziemy na takiej transakcji stratni, ponieważ sprzedaż nastąpi np. za połowę ceny (załóżmy za 200 tys. zł), zaś bank nadal będzie miał względem nas roszczenie w kwocie 350 tys. zł. W efekcie zalecałbym – o ile w ogóle – aby przedmiotem cesji objąć wyłącznie nadwyżkę (różnicę) pomiędzy sumą rat i kosztów kredytu a kwotą pierwotnego kapitału kredytu - ostrzega Tomasz Konieczny, radca prawny i partner w Konieczny, Polak Partnerzy.

 


Kredytu nie ma, ale i tak trzeba iść do sądu 

Prawnicy radzą, żeby dokładnie sprawdzić, czy cena za "sprzedaż" kredytu przysługuje kredytobiorcy bezwzględnie, czy jest uzależniona od wyniku procesu, w tym czy jest zwrotna w przypadku przegranej.

- Najczęściej w tego rodzaju umowach cena jest podzielona na dwie części – pierwsza jest płacona przy zawarciu umowy, a druga dopiero po wygraniu sprawy. Oznacza to, że de facto dla kredytobiorcy – patrząc na aspekt czasowy – nie ma znaczenia, czy procesuje się samodzielnie, czy sprzedał wierzytelności. W obu przypadkach musi czekać tyle samo - wyjaśnia mec. Karolina Pilawska. 

Pozbycie się kredytu nie chroni też całkowicie przed wizytą w sądzie. 

- Sprzedaż wierzytelności nie oznacza, że bank nie będzie mógł pozwać kredytobiorcy np. o zwrot kapitału czy inne określone przez niego roszczenia. Wówczas mogą pojawić się komplikacje. Kredytobiorca może zostać zaangażowany w inny proces, z powództwa banku (co będzie generować po jego stronie koszty i emocje). Wtedy też tłumaczenie, że wierzytelność została sprzedana i mnie to już nie interesuje nie będzie skuteczne - twierdzi Mariusz Woźniak, radca prawny w Kancelarii Radców Prawnych Woźniak Jurkowski sp.k.

Często też frankowicze obawiają się rozprawy sądowej, podczas której mają zostać przesłuchani i nawet w przypadku sprzedaży wierzytelności nie zawsze są w stanie tego uniknąć. - Może się zdarzyć, że sąd zechce przesłuchać byłego kredytobiorcę charakterze świadka. Oznacza to, że w przypadku niestawiennictwa takiego kredytobiorcy będzie nałożona na niego grzywna,  albo zostanie doprowadzony przed oblicze sądu w asyście policji - tłumaczy Karolina Pilawska. 

Pułapka z nieważnością umowy

Problematyczne w przypadku cedowania tego typu wierzytelności jest to, że nie można przelać uprawnienia do żądania ustalenia nieważności umowy kredytu (możliwe jest jedynie przelanie roszczenia o zapłatę).

- W efekcie kredytobiorca, który chce w trakcie procesu uzyskać zawieszenie spłat, musi i tak wystąpić do sądu z własnym żądaniem ustalenia nieważności umowy wraz z wnioskiem o udzielenie zabezpieczenia poprzez zawieszenie spłat na czas trwania postępowania. To czyni cesję wierzytelności pieniężnej w takim wypadku bezcelową, skoro założeniem, dla którego kredytobiorca w ogóle chce rozważyć transakcję przelewu wierzytelności jest właśnie uniknięcie potrzeby występowania we własnym imieniu do sądu. Sytuacja, w której konsument ceduje roszczenie o zapłatę przeciwko bankowi, a jednocześnie nie występuje z pozwem o ustalenie nieważności umowy kredytu, nie uzyskuje zabezpieczenia (zawieszenia spłat) i w trakcie procesu, na który nie ma wpływu w dalszym ciągu reguluje raty, jest delikatnie mówiąc mało komfortowa - podkreśla Tomasz Konieczny.

Ugoda czy cesja 

Może być i tak, że oferta cesji wierzytelności będzie mniej korzystna od oferty ugodowej ze strony banku.

- Przedsiębiorca skupujący tego typu wierzytelności nie robi tego za darmo – oferuje cenę wynoszącą pewien procent wartości nominalnej wierzytelności. Może się okazać, że tyle samo lub więcej oferuje bank w ramach oferty ugodowej. Wówczas na miejscu kredytobiorcy wybrałbym ugodę - dodaje Tomasz Konieczny.

Na pewno cesja taka może się opłacać osobom, które po prostu nie chcą czekać na wyrok sądu. - Ceną będzie naturalne odzyskanie jedynie części pieniędzy. Osobom zdeterminowanym polecam jednak wystąpienie osobiście do sądu, zwłaszcza jeśli chcą one cierpliwie czekać na wydłużający się okres trwania sprawy z uwagi na znaczne obciążenie sądów pracą - mówi Maciej Wojciechowski, radca prawny w Xaltum Barczak Rozpara Kancelaria Radców Prawnych.