Już w marcu kredytobiorcy złotówkowi będą mogli korzystać z wakacji kredytowych. Takie są plany Rady Ministrów, która pracuje nad projektem w tej sprawie. Czasu jednak zostało już niewiele, a rząd nie śpieszy się z przekazaniem projektu do Sejmu. Jego propozycja budzi kontrowersje. Z wakacji kredytowych skorzystają nie tylko potrzebujący wsparcia, ale i osoby bogate, dla których bieżąca spłata kredytu nie jest większym problemem.

Miną dla rządu może okazać się także inna propozycja, znajdująca się w tym samym projekcie, co przedłużenie wakacji kredytowych. Chodzi o liberalizację zasad uzyskania pomocy z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców (FWK), która już na starcie może stać się gwoździem do trumny dla nowego, rządowego programu "Mieszkanie na Start", następcy programu "Bezpieczny Kredyt 2 proc." Jeżeli przepisy wejdą w życie w obecnym kształcie, to jednocześnie kredytobiorcy będą mogli korzystać i z kredytu z programu rządowego, i z pomocy z funduszu. Już teraz Związek Banków Polskich zapowiada, że wpłynie to na obniżenie zdolności kredytowej i ci, którzy mieli z nowego kredytu skorzystać, z powodu obniżenia zdolności kredytowej, nie skorzystają. Znów natomiast "załapią" się... osoby bogate. 

Czytaj też: Wakacje kredytowe w 2024 r. - rząd wkrótce przyjmie projekt

 

Wakacje kredytowe nie mogą być dla wszystkich 

Przedłużenie wakacji kredytowych na 2024 r. oraz zmiany w  Funduszu Wsparcia Kredytobiorców zawiera projekt nowelizacji dwóch ustaw: o wsparciu kredytobiorców, którzy zaciągnęli kredyt mieszkaniowy i znajdują się w trudnej sytuacji finansowej oraz finansowaniu społecznościowym dla przedsięwzięć gospodarczych i pomocy kredytobiorcom. Prace nad projektem znajdują się obecnie na etapie Komisji Prawniczej, czyli następnym krokiem powinno być ich przyjęcie przez Radę Ministrów. 

Od 22 stycznia jest nowa wersja projektu - przewiduje, że zawieszenie spłaty kredytu będzie przysługiwało złotówkowiczom, którzy spłacają kredyt do 2 mln złotych. Nie większy. To największa zmiana, w porównaniu z pierwotną wersją. Pozostałe kryteria są takie same. Wnioskować o zawieszenia rat będą mogły więc osoby, których wydatki kredytowe, po przeliczeniu średniej arytmetycznej wartości wskaźnika RdD (Rata do Dochodu) w rozumieniu ustawy z 9 października 2015 r. o wsparciu kredytobiorcówza okres ostatnich trzech miesięcy poprzedzających miesiąc złożenia wniosku, nie przekroczą 35 proc.  Zawieszenie będzie przysługiwało w wymiarze jednego miesiąca od  1 marca 2024 r. do 31 marca 2024 r., a w przypadku kolejnych kwartałów - w wymiarze miesiąca w każdym kwartale.

Zasady dotyczące wakacji kredytowych ostro krytykuje nie tylko Związek Banków Polskich, ale i eksperci. Ich zdaniem ograniczenie limitu kredytu do 2 mln zł praktycznie nic nie zmieni, bo tak wysokich kredytów jest niewiele. Górna granica powinna być więc niższa i wynieść np. milion złotych. 

- Z zawieszenia spłat rat kredytu powinny korzystać tylko osoby, które faktycznie mają problem ze spłatą. Wakacjami powinny być objęte kredyty do miliona złotych, nie więcej. Wtedy rzeczywiście ta pomoc ma szansę trafić do osób, które faktycznie jej potrzebują. Niestety, przy aktualnym brzmieniu projektu, tak nie będzie. Z wakacji kredytowych skorzystają też osoby o wysokich dochodach. Przykładowo osoba, która zarabia miesięcznie 30-40 tys. zł netto i spłaca miesięcznie 15 tys. zł raty kredytu w wysokości 2 mln zł.  Projekt przewiduje bowiem, że z  zawieszenia rat będą mogły skorzystać osoby, których rata miesięczna przekracza 35 proc. dochodów, a przecież 15-25 tys. zł miesięcznie na życie,  jakie zostanie zarabiającemu 30 - 40 tys. to wciąż bardzo duża kwota. Czy tak powinno być - zastanawia się Bartosz Turek, główny analityk HRE Investment Trust. 

Podobnego zdania jest Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.pl, który przypomina, że wakacje kredytowe same w sobie to fatalny pomysł.  - To instrument, którego zasadność wprowadzenia – i to tylko w maksymalnie ograniczonym zakresie - uzasadniają wyłącznie skrajnie niepożądane okoliczności rynkowe, grożące w sposób bezpośredni załamaniem stabilności rynku kredytów mieszkaniowych ze wszelkimi tego konsekwencjami. Z tych powodów już pierwsze wakacje kredytowe z lat 2022-23 wydają się być bardziej posunięciem czysto populistycznym, generującym transfer kilkunastu miliardów złotych z banków na konta ich klientów hipotecznych, w ogromnej większości sytuowanych grubo powyżej przeciętnej, a tym samym nie wymagających takiej pomocy, którzy zresztą doskonale to potwierdzili, wykorzystując najczęściej uzyskane wsparcie na nadpłatę kredytów - uważa. 

Według niego tym bardziej obecnie planowana powtórka wakacji wydaje się całkowicie nieuzasadniona, nawet z uwzględnieniem wprowadzenia współczynnika dostępności na poziomie RdD powyżej 35proc.  - Nie uzasadnia tego posunięcia ani obecny poziom inflacji, ani wzrost płac czy poziom bezrobocia. Gospodarstwa domowe faktycznie potrzebujące wsparcia przy spłacie hipotek, mogą skorzystać z dobrodziejstw FWK, którego dublowanie przez wakacje kredytowe w obecnych warunkach gospodarczych zupełnie już straciło rację bytu - wylicza. 

 

Czy fundusz zabije nowy kredyt ? To możliwe

Równie wiele kontrowersji wywołuje propozycja zmian zasad korzystania z pomocy Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. Celem tej noweli jest zwiększenie liczby kredytobiorców korzystających z takiej pomocy. Nikt nie ma wątpliwości, że zostanie na pewno osiągnięty. Ale eksperci i ZBP ostrzegają przed skutkiem ubocznym wzrostu zainteresowania funduszem. Rząd musi się więc zdecydować na czym mu bardziej zależy. Czy na sukcesie obiecywanego w kampanii wyborczej nowego programu kredytowego? Czy  na tym, by kredytobiorcy częściej sięgali po pomoc z funduszu? Bo jedno z drugim się wyklucza.

Czytaj też: Rząd przedstawił zasady programu "Mieszkanie na start", zastąpi kredyt 2 proc.

Zgodnie z projektem, z 50 do 40 zostanie obniżony wskaźnik RdD. Co w  praktyce oznacza, że z funduszu może skorzystać kredytobiorca, który co miesiąc wydaje na spłatę kredytu do 40 proc. swoich dochodów  Zwiększy się również kwota dochodu uprawniająca do uzyskania wsparcia lub pożyczki na spłatę zadłużenia, a także wydłuży się z 36 do 40 miesięcy okres przez jaki wsparcie z FWK będzie udzielane oraz wartość maksymalnego miesięcznego wsparcia z 2 000 zł do 2 500 zł. 

 


Przed liberalizacją zasad wsparcia ostrzega ZBP. Według niego propozycja może mieć zgoła inny efekt, aniżeli zakłada rząd.  - Jest to rozwiązanie korzystniejsze dla osób, które zaciągnęły kredyty i mogą potrzebować pomocy z Funduszu, ale jest mniej korzystne dla przyszłych kredytobiorców, bo ogranicza zdolność kredytową – uważa Agnieszka Wachnicka, wiceprezes Związku. 
Podaje również przykład, jak po zmianie wyglądałoby wsparcie. Trzyosobowe gospodarstwo domowe z dochodem ok. 14,4 tys. brutto (ok. 10 tys. netto), które dodatkowo pobiera świadczenie 800+, przed zmianami mogłoby liczyć na kredyt w kwocie 780 tys. zł, zaś po zmianach otrzyma kredyt w wysokości ok. 646 tys. zł. To oznacza spadek o ponad 17 proc.

Większość ekspertów przyznaje rację ZBP.  - Planowane ustalenie parametrów FWK na zbyt wyśrubowanym poziomie faktycznie może zmusić banki do korekty polityki kredytowania zakupów mieszkaniowych, i to nie tylko w ramach planowanych na ten rok kredytów preferencyjnych, ale wszelkich mieszkaniowych. Tym samym intencja podniesienia poziomu bezpieczeństwa rynku hipotek, może spowodować znaczne zaostrzenie kryteriów zdolności kredytowej, a tym samym okazać się klasycznym przypadkiem „wylania dziecka z kąpielą” twierdzi Jarosław Jędrzyński. 

W jego ocenie skorzystanie ze wsparcia z FWK powinno być uzasadnione znacznym pogorszeniem sytuacji finansowej gospodarstwa domowego, wskutek spadku jego dochodu po wzroście raty kredytowej. -  Nie może zatem ten sam poziom dochodów decydować o zdolności kredytowej na zakup mieszkania, a jednocześnie umożliwiać dostępu do wsparcia w ramach FWK. Dlatego też obecnie zaplanowane zmiany parametrów funduszu mogą bardziej zaszkodzić kredytobiorcom, niż im pomóc  - podkreśla.

 

Strachy na lachy 

Nie wszyscy jednak widzą takie ryzyko. Zdaniem niektórych ekspertów kryteria kwalifikujące do uzyskania wsparcia ostatni raz były aktualizowane w 2020 r., kiedy to obniżono współczynnik raty do dochodu z 60 do 50 proc. , a mimo to, jak można wyczytać w uzasadnieniu projektu, zainteresowanie uzyskaniem wsparcia z funduszu sukcesywnie maleje.

- Tym samym nie sposób zgodzić się ze stanowiskiem ZBP, że przy utrzymaniu obecnych kryteriów oceny zdolności kredytowej, klienci tuż po uzyskaniu kredytu masowo ruszą złożyć wniosek o wsparcie z Funduszu, bo już wówczas będą spełniać kryteria uzyskania pomocy. Abstrahując od tego czy osoba, której rata miesięczna kredytu miałaby wynosić ponad 40 proc. uzyskiwanego dochodu, posiadałaby zdolność kredytową, to wsparcie oraz pożyczka na spłatę zadłużenia przewidziane ustawą nie są bezzwrotne (istnieje jedynie możliwość częściowego umorzenia). A co za tym idzie - kredytobiorcy nie będą zainteresowani de facto zmianą jednego wierzyciela na innego. Polityka ustalania zdolności kredytowej leży zaś w gestii samych banków - twierdzi Cezary Korolczuk, adwokat z kancelarii prawnej Konieczny, Polak i Partnerzy.