Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska: Rozwodów jest coraz więcej. Czy ludzie teraz nie rozwodzą się zbyt pochopnie?

Joanna Hetman-Krajewska: Statystyki pokazują, że obecnie liczba rozwodów utrzymuje się na zbliżonym poziomie – ok. 65 tys. rozwodów rocznie. Wyraźną tendencję wzrostową zaczęliśmy obserwować już wcześniej – od 2005-2006 roku bardzo wyraźnie problem narasta. Rozwód stał się częstym sposobem rozwiązywania problemów małżeńskich. Na pewno teraz jest większe niż 20 lat temu przyzwolenie społeczne na to, aby się rozwieść.

Może sądy nie badają tak szczegółowo jak kiedyś dobra dzieci?

Nie. Dobro dzieci jest tak samo wnikliwie badane, jak poprzednio.

Pani w swojej książce sugeruje, że zamiast rozwodu można zastosować separację. Czy jest to lepsze rozwiązanie prawne?

Nie jestem zwolenniczką separacji. To jest półśrodek. Dlatego, że jeśli w małżeństwie dzieje się coś złego, to albo można starać się ten stan poprawić albo należy taki układ przeciąć, jeśli jest nienaprawialny. Separacja sprawia, że następują wszystkie skutki rozwodu poza jednym – małżeństwo nie ustaje. Ludzie żyją w rozłączeniu, nie ma wspólności majątkowej, nie ma odpowiedzialności za swoje zobowiązania, nie ma wzajemnego dziedziczenia w razie śmierci jednego z małżonków. Sąd w razie separacji musi orzec o władzy rodzicielskiej nad małoletnimi dziećmi, o ich miejscu zamieszkania i o alimentach, a także o kontaktach z rodzicem, z którym nie będą mieszkać na stałe.

Jeśli ludzie rzeczywiście chcą naprawić swoje relacje, to niech idą do psychoterapeuty, do mediatora. Nie są konieczne ruchy formalne typu separacja – mam co do tego wątpliwość. Szczególnie, że wspólność małżeńską można znieść przed notariuszem, nie trzeba do tego separacji.

Czytaj: Wrąbel: Na rozwód po koronawirusie trzeba będzie poczekać, mediacja może pomóc>>
 

 


Czy orzekanie o winie w trakcie rozwodu jest konieczne i potrzebne? Przecież to powoduje dodatkowe nerwy i oskarżenia. Czy pani mecenas opowiada się za orzekaniem o winie?

To zależy od sytuacji. Każdy scenariusz ludzkiego życia jest inny. Jeśli są względy, które uzasadniają orzekanie o winie, to jestem zwolenniczką takiego rozwiązania. Ale tym powodem musi być coś innego niż źle rozumiana satysfakcja moralna jednego z małżonków. Uważam, że orzekanie o winie często powoduje utknięcie w procesie, co mocno niszczy cały ekosystem rodziny, a nie tylko rozwodzącą się parę. Jeśli to jest tylko odwetowość, to taki scenariusz nie ma najmniejszego sensu.  A jego realizacja niszczy również tego, kto swą moralną wyższość chce wykazać.

Natomiast jeśli jest inny powód, np. zabezpieczenie finansowe osoby, która pozostaje z dziećmi czy doprowadzenie do konstruktywnych rozstrzygnięć, to jestem zwolenniczką orzekania o winie. Czasami uzasadnieniem orzekania o winie jest uniknięcie niedostatku, obawa przed płaceniem alimentów na drugiego małżonka, o którym wiadomo, że ma trudności życiowe i finansowe, np. ze znalezieniem czy utrzymaniem pracy albo jest osobą uzależnioną.

Przy rozwodzie sąd czasami pomija orzekanie o podziale majątku i wtedy następuje druga część dramatu, trwającego nawet dłużej niż sam rozwód. Czy nie lepiej od razu rozstrzygnąć tę kwestię? Tak sądy orzekają w Niemczech: najpierw porozumienie co do podziału majątku, potem rozwód.

Rozwodząc się, chcemy uregulować wszystkie sporne sprawy. Też jestem zwolenniczką takich rozwiązań. W Polsce natomiast sąd rozwodowy nie jest po to, by dzielić majątek. W ramach sprawy o rozwód sąd może rozstrzygnąć o podziale majątku pod jednym warunkiem: gdy dwie strony wnoszą o podział majątku i przedstawiają zgodny scenariusz w tej kwestii. W sytuacjach konfliktowych sąd nie będzie w ogóle zajmował się majątkiem. Podział majątku w rozwodzie to bonus dla ludzi, którzy chcą się rozstać ugodowo. W ten sposób przed jednym sądem, często w ciągu jednej rozprawy można rozwiązać obydwa problemy.

Co pani radzi małżonkom?

To zależy od postawy każdego z nich. Jeśli mają konstruktywne nastawienie, to świetnym rozwiązaniem jest załatwienie sprawy kompleksowo. Ale często dwie strony są dalekie od kompromisu. Wtedy sąd zadecyduje o podziale – jednak nie w ramach sprawy o rozwód, lecz w odrębnym postępowaniu, które potrafi ciągnąć się latami. A zatem pierwszym kryterium, od którego zależy możliwość rozwiązania przy okazji rozwodu wszystkich spraw między małżonkami, w tym kwestii majątkowych, jest poziom ich ugodowości.

Druga sprawa to trudność w podziale majątku wspólnego, gdy jest on większy. Problem może stwarzać wycena majątku, gdy mamy do czynienia z akcjami, biżuterią, dziełami sztuki, nieruchomościami. Skończyły się czasy, gdy standardowo para dorabiała się w małżeństwie co najwyżej niedużego mieszkania i małego fiata. Teraz majątki rozwodzących się par bywają znaczne, a nawet bardzo znaczne.

Trzecim kryterium są nakłady z majątku każdego z małżonków na majątek wspólny. Chodzi o darowizny, spadki, oszczędności sprzed małżeństwa itd. Często ludzie kwestionują dla kogo była ta darowizna – dla obojga małżonków czy tylko jednego z nich. Zdarza się, że są to spory o setki tysięcy złotych i ludzie wolą poddać je kontroli sądowej, czasami potrzebne są opinie rzeczoznawców. A to trwa nawet kilka lat.

Różne są przyczyny rozwodów. Czy niezgodność charakterów to standard?

Najczęstszą przyczyną rozwodów jest zanik komunikacji między ludźmi. Tracimy umiejętność komunikowania swoich potrzeb, wyrażania emocji, rozmowy sprowadzamy do kwestii logistycznych typu „ty robisz zakupy, ja odwiozę Marysię z przedszkola”. Nie wystarcza czasu na rozmowę, zatracamy się jako partnerzy. Często małżeństwo bardziej nadaje się do udrożnienia kanałów komunikacji, a nie do rozwodu. Dlatego często sugeruję klientom podjęcie próby terapii małżeńskiej czy skorzystania z mediacji. Chociaż mediacje mogą również służyć wypracowaniu ugodowych warunków rozwodu. I to też jest poprawa komunikacji między małżonkami.

A zdrada jako przyczyna rozkładu małżeństwa?

Zdrada jest raczej skutkiem, a nie przyczyną kryzysu małżeńskiego. Jest efektem zatracenia się pary, nieodczuwania akceptacji, bezpieczeństwa czy zrozumienia w związku. Wtedy szukamy akceptacji na zewnątrz. Zdrada jest efektem zaniku wspólnotowości partnerskiej między ludźmi. Wtedy jest już równia pochyła dla związku. Gdy wkracza osoba trzecia czy osoby trzecie, to rozkład jest wtedy oczywisty.

 

Sprawdź również książkę: Rozwód czy separacja? Poradnik praktyczny >>