- Elektroniczny rejestr ciąż - rząd nie rezygnuje z tego absurdalnego pomysłu, mimo krytycznych ocen ze strony opiniujących ten projekt organizacji – napisał na Twitterze Krzysztof Brejza, senator PO.

To prawda. Wprowadzenie go przewiduje projekt rozporządzenia w sprawie szczegółowego zakresu danych zdarzenia medycznego przetwarzanego w systemie informacji oraz sposobu i terminów przekazywania tych danych do Systemu Informacji Medycznej, który właśnie został zwolniony z Komisji Prawniczej. Ta nie miała do niego żadnych uwag. Teraz, jak potwierdza Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia,  dokument zostanie w najbliższym czasie przekazany do podpisu ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Zacznie obowiązywać po 14 dniach od publikacji w Dzienniku Ustaw. Co zmieni i dlaczego jest kontrowersyjny?

Czytaj też: Nowa regulacja przerywania ciąży w świetle Konstytucji >

 

Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji ma znaczenie

- Jeśli ktoś chodzi do lekarza, a jest w ciąży lub ma alergię, to informacja o tym trafi do Systemu Informacji Medycznej, czyli SIM – tłumaczy obrazowo Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon. Ministerstwo Zdrowia chce w ten sposób zmniejszyć ryzyko przepisania pacjentkom leków niewskazanych w ciąży i umożliwić im skorzystanie ze świadczeń w pierwszej kolejności. - Ignoruje jednak głosy kobiet, które w obecnej sytuacji prawnej i politycznej żywią uzasadnioną obawę przed nadmierną ingerencją państwa w ich prywatność – dodaje. A senator Krzysztof  Brejza wiąże projekt z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego ograniczającym prawo do aborcji. Zdaniem polityków opozycji, w przypadku tego rządu nie chodzi o poprawę standardów i zwiększenie opieki nad ciężarnymi w Polsce, ale o przymus i kontrolę. I prawnicy też uważają, że rozporządzenie należy oceniać w kontekście wyroku TK ograniczającego prawo do aborcji.

Sprawdź też: Grabowska-Moroz Barbara, Łakomiec Katarzyna, (Nie)dopuszczalność aborcji. Glosa do wyroku TK z dnia 22 października 2020 r., K 1/20 >

Dane w rejestrze niekoniecznie zgodne z prawdą

Zgodnie z pierwotnym projektem skierowanym do konsultacji publicznych w listopadzie 2021 roku, usługodawca, czyli podmiot wykonujący świadczenia zdrowotne, ma podawać do systemu  informacje o: wyrobach medycznych zaimplantowanych u pacjenta, jego alergiach usługobiorcy, grupie krwi oraz ciąży. W wersji gotowej do podpisu przez ministra na skutek zgłoszonych uwag zmieniono nieco brzmienie przepisów. Zgodnie z nią podmiot leczniczy przekaże:

  • informacje o potwierdzonym wyniku grupy krwi, o ile usługodawca uzyska je w związku z udzielaniem świadczenia zdrowotnego lub realizacją istotnej procedury medycznej
  • oraz informację o wyrobach medycznych, alergiach i ciąży, o ile usługodawca uzyska je w związku z udzielaniem świadczenia zdrowotnego lub realizacją istotnej procedury medycznej.

 

 

Jak wyjaśnia Ministerstwo Zdrowia, doregulowano że  przekazywanie danych, będzie następować, o ile usługodawca uzyska je w związku z udzielaniem świadczenia zdrowotnego lub realizacją istotnej procedury medycznej. - Tym samym ich przekazanie do SIM będzie uzależnione od zakresu świadczenia udzielanego przez usługodawcę – tłumaczy projektodawca. Wskazuje też, że zakres danych wpisuje się także w zbiór danych zdefiniowanych przez Komisję Europejską dla Patient Summary, tj. planowanego dokumentu medycznego, który ma zawierać podstawowe dane na temat zdrowia pacjenta, być wymieniany transgranicznie i pozwalać pracownikom medycznym,  w sytuacjach zagrożenia życia, na pozyskanie najistotniejszych informacji na temat jego zdrowia. To jednak nie jedyny problem.

Tyle, że o ile w przypadku grupy krwi, rzeczywiście do SIM będą wpisywane dane z wyniku badań, to w przypadku ciąży niekoniecznie. – Jeśli wpis ma mieć wartość, to ciąża powinna być potwierdzona badaniem – mówi adwokat Ewa Marcjoniak. Co więcej, nie ma ani słowa o tym, kto usuwa informację o ciąży, a jak wskazują lekarze, w przypadku nagłego działania, np. reanimacji to może być kluczowa informacja decydująca o podjęciu takiej, a nie innych czynności, podaniu leków. 

Czytaj też: Prowadzenie i udostępnianie elektronicznej dokumentacji medycznej (EDM) >

Kto ma dostęp do rejestru

Informacja o „rejestrze ciąż” spotkała się z obawą, że kobiety, ze strachu przed nadmierną ingerencją w swoje życie prywatne, zrezygnują z szukania pomocy medycznej, albo wręcz z zachodzenia w ciążę. Ministerstwo twierdzi, że nie ma powodów do obaw, ponieważ do informacji w systemie dostęp będą mieli tylko wybrani pracownicy medyczni, a w każdej innej sytuacji, żeby poznać informacje dotyczące danej osoby, potrzebna będzie jej zgoda.
Ministerstwo Zdrowia wyjaśnia, że uprawnienia sądów czy prokuratury do żądania udostępnienia informacji zawartych w SIM nie mogą być stosowane w sposób dowolny, a wyłącznie zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, tym samym ewentualne udostępnienie danych może mieć miejsce jedynie w ramach toczącego się postępowania. - Projektowane przepisy nie prowadzą do zmiany przepisów prawa regulujących zasady pozyskiwania danych przez wskazane podmioty - podkreśla resort.
Wojciech Klicki zauważa, że to niestety nie jest prawda. - Zgodnie z Kodeksem postępowania karnego dostęp do dokumentacji medycznej mają choćby sędzia i prokurator. Już teraz mogą oni zażądać wydania papierowej książeczki ciąży lub informacji o badaniach, które dedykowane są ciężarnym. Jeśli jednak informacja o ciąży znajdzie się w SIM, spowoduje to jakościową zmianę – będzie nie tylko łatwiej po nią sięgnąć, ale też będzie to możliwe na szeroką skalę - tłumaczy Klicki.

Czytaj też: Umowy powierzenia danych medycznych >

Adwokat Paweł Litwiński, partner w kancelarii Barta Litwiński też uważa, że rozszerzenie zakresu danych przetwarzanych w SIM, o informacje dotyczące ciąży spowodowałoby – w kontekście penalizacji niektórych zachowań związanych z ciążą – istotne ułatwienie w pozyskiwaniu danych przez prokuraturę i sądy, które mogłyby występować do Ministra Zdrowia lub Centrum eZdrowia np. o udostępnienie danych wszystkich kobiet, co do których w określonym przedziale czasu wprowadzono do SIM informację o ciąży.

Dowody trudne do zdobycia

Tyle, że jak zauważają inni prawnicy, takie ściganie kobiet nie będzie takie łatwe. Po pierwsze prokuratura z automatu nie ma dostępu do SIM. By go dostać, musi wszcząć postępowanie w sprawie lub przeciwko. Będzie mogła, jeśli ktoś doniesie, np. lekarz, sąsiadka, że kobieta była w ciąży, minęło dziewięć miesięcy, a dziecka nie ma. Jak jednak tłumaczył Prawo.pl jesienią Jakub Kościerzyński, sędzia Sądu Rejonowego w Bydgoszczy,  w praktyce udowodnienie donosu, że kobieta była w ciąży, ale jej się pozbyła, będzie trudne. -  Taka sprawa będzie bardzo trudna dowodowo. Jak ktoś doniesie, że osoba łamie zakaz prowadzenia pojazdów, to można to wykazać, np. załączając nagranie z monitoringu. Trudno sobie jednak wyobrazić, jakie siły i środki należałoby uruchomić, aby udowodnić nielegalną aborcję. Nie wyobrażam sobie też, że prokuratorzy będą śledzić dane z rejestru i sprawdzać czy dana kobieta jest w 7 czy już 9 miesiącu ciąży – tłumaczył sędzia.

Według Klickiego jednak, Ministerstwo Zdrowia nie podeszło poważnie do zgłaszanych obaw i nie podjęło nawet próby ograniczenia ryzyka ingerencji w prywatne życie Polek. - Można się zastanawiać, czy w tej sytuacji nowe rozwiązania realnie poprawią dostęp do usług medycznych w ciąży, czy wręcz przeciwnie  – podkreśla.

W konsultacjach społecznych pojawiły się głosy, w tym grupy 6 tysięcy obywateli, że "rejestr ciąż spowoduje jedynie spadek przyrostu naturalnego, bo ogrom młodych kobiet czuje jedynie lęk przed zajściem w ciąże w tym kraju".

Rozporządzenie zamiast ustawy

Prawnicy oraz Fundacja Panoptykon od początku zwracali uwagę, że rejestr nie tylko ciąż, ale też alergii, grupy krwi i wszczepionych wyrobów medycznych, jest wprowadzany rozporządzeniem, choć powinien ustawą. - Rozszerzenie w drodze rozporządzenia zakresu danych jest próbą obejścia zasady wyłączności ustawy w odniesieniu do danych o obywatelach, które mogą być przetwarzane przez władze publiczne. Jeśli rozporządzenie zostanie wydane, będzie niezgodnie z Konstytucją i RODO – wskazuje Paweł Litwiński.

Ministerstwo Zdrowia jednak nie widzi problemu. Tłumaczy, że rozporządzenie nie reguluje prowadzenia rejestru medycznego, a sposób, termin raportowania oraz zakres danych zdarzenia medycznego przetwarzanych w SIM. - Na poziomie ustawowym wyznaczony został rodzajowy zakres danych zdarzenia medycznego, a minister  może jedynie doprecyzować jego szczegółowy katalog – tłumaczy projektodawca.

Wojciech Klicki zauważa, że uregulowanie zakresu danych przetwarzanych przez państwo w akcie prawnym rangi ustawowej ma znaczenie nie tylko ze względu na konieczność zapewnienia zgodności ze wskazanymi wyżej przepisami Konstytucji RP i RODO, ale także dałoby nowym rozwiązaniom większą legitymację, ponieważ ścieżka ustawodawcza poprzedzona jest procesem legislacyjnym umożliwiającym publiczną dyskusję oraz ocenę zasadności wprowadzanych zmian. – Jeśli zgodzimy się z interpretacją resortu, to oznacza, że gdy minister zdrowia zmieni zdanie, zmienią się przepisy,  i to bez publicznej kontroli. Projekt rozporządzenia nie trafia bowiem do Sejmu, Senatu, podpisu prezydenta, nie przejdzie długiej ścieżki legislacyjnej – kwituje Klicki.