Katarzyna Nowosielska: Błąd medyczny to ryzyko wpisane w naturę zawodu lekarza, zwłaszcza zabiegowca. Co zrobić, aby błędów pojawiało się w szpitalach jak najmniej, a gdy już do nich dochodzi - były wyciągane z nich wnioski i niwelowane ryzyko na przyszłość? Wszak błędy medyczne zdarzają się i w systemach ochrony zdrowia wysoko rozwiniętych państw, tyle że te lepiej sobie  z nimi radzą.

Dr Jacek Miarka: Uważam, że przy każdym szpitalu musi działać komisja ds. zdarzeń medycznych. Złożona z lekarzy, pielęgniarek i prawników. Tam powinny być raportowane wszystkie zdarzenia niepożądane, jakie pojawiają się w placówce zdrowotnej i powinny być obiektywnie analizowane. Komisje muszą wyciągać wnioski z tych przypadków i rekomendować takie rozwiązania organizacyjne w szpitalu, aby do takich zdarzeń dochodziło jak najrzadziej. Poprawiłoby to bezpieczeństwo personelu medycznego i pacjentów.

Teraz przy wojewodach działają komisje ds. zdarzeń medycznych. Czy nie spełniają one swych funkcji?

Rola komisji sprowadziła się głównie do tego, że służą one pacjentom jako "przedsądek" do tego, czydostaną odszkodowanie w sądzie czy nie. Pacjenci i tak nie kończą dochodzenia roszczeń na etapie wojewódzkich komisji, bo szpitale w tym trybie przyznają niskie odszkodowania.

A jak dziś wygląda raportowanie zdarzeń medycznych w szpitalach, o ile ono w ogóle jest? Nie ma bowiem żadnych przepisów nakazujących szpitalom odgórne raportowanie błędów medycznych.

W szpitalach działają komisje ds. zdarzeń medycznych. Nie we wszystkich, ale w powiatowym, w którym pracuję, jest takie ciało. Lekarze i pielęgniarki zgłaszają tam błędy. Błąd powinien zgłosić lekarz czy pielęgniarka i należy go obiektywnie przeanalizować. Sprawdzić, jak do niego doszło i jakie procedury w szpitalu nie działają. Obawiam się jednak, że po czekającym nas wejściu w życie zmian w kodeksie karnym zgłaszalność błędów medycznych zmaleje, bo lekarze będą się bali je ujawniać.

Zmieniony mocą tarczy antykryzysowej 4 przepis art. 37a kodeksu karnego dotyczy  częstszego wymierzania przez sąd kary pozbawienia wolności. Jakie to będzie miało przełożenie na lekarzy?

Sąd będzie częściej wymierzał karę pozbawienia wolności w procesie karnym o nieumyślne spowodowanie śmierci. A to się tyczy procesów o błędy medyczne. Zaostrzanie kar za takie błędy nie poprawi bezpieczeństwa pacjentów - nie przyczyni się do tego większa represyjność. Lekarz obawiający się kary nie zgłosi błędu w szpitalu, a system raportowania ich stanie się patologiczny.

 

Skąd biorą się najczęściej błędy w szpitalach?

U nas 50-60 proc. to są błędy wynikające ze złej organizacji. Jest za mała obsada  kadrowa na dyżurach - konsekwencje ponosi lekarz. Niejednokrotnie możemy zapewnić funkcjonowanie szpitala tylko dlatego, że młodzi lekarze biorą po 20 dyżurów miesięcznie. Są zmęczeni. Przemęczeni są też lekarze rodzinni, którzy przyjmują po 100 pacjentów dziennie. W efekcie  przychodnie rodzinne nie domagają i pacjenci trafiają na SOR-y, które też przestają by wydolne. To system naczyń połączonych. A najgorsze jest w nim to, że lekarz zamiast spędzać minimum 75 proc. czasu przy pacjencie, większość swego czasu pracy przeznacza na wypełnianie dokumentacji.

A czy większa represyjność nie przyczyni się do tego, że pacjentowi w sądzie będzie jeszcze trudniej uzyskać odszkodowanie za błąd? Podstawą do wydania wyroku dla sądu powszechnego jest wszak opinia biegłego lekarza. Czy biegły, mając świadomość, że oskarżonemu koledze grozi dotkliwa kara, zechce pisać niekorzystną dla niego opinię?

O to bym się nie obawiał. Widziałem opinię, które pogrążały oskarżonych. Zwłaszcza gdy przygotowuje je profesor z ośrodka klinicznego, gdzie jest dostęp do najlepszego sprzętu, a oskarżonym jest medyk ze szpitala powiatowego, w którym panują zupełnie inne realia. Bywa tak, że sąd lekarski uwalnia lekarza od odpowiedzialności, a sąd powszechny skazuje i na odwrót. My działamy niezależnie od siebie. Ja zdaję sobie sprawę, że 25 proc. błędów lekarskich, wynika z niestaranności. Ale system represyjny wobec lekarzy nie sprawi, że będzie ich mniej. Albo będą rzadziej raportowane albo lekarze nie będą chcieli ze strachu podejmować ryzykownych decyzji np. co do operacji czy wdrożenia niestandardowych metod leczenia, które mogłyby uratować choremu życie. Nie rozumiem dlaczego rząd najpierw bije brawo medykom za pracę przy zwalczaniu epidemii, a zaraz po tym wprowadza opresyjne dla nich przepisy.