Z roku na rok wzrasta liczba skazań za znęcanie się nad zwierzętami. Są już pełne dane za  2017 rok - skazano za to przestępstwa 663 osoby. Dla porównania w 2016 r. - było ich 592, a w 2015 r. - 536. Nadal jednak wśród kar przeważają grzywny i ograniczenie wolności - choć nie są już zawieszane (jeszcze w 2015 r. były takie przypadki) oraz kary pozbawienia wolności w zawieszeniu.

Czytaj: Zamiar sprawcy decydujący przy znęcaniu się nad zwierzętami>>

Co wynika ze statystyk

Na początku stycznia do Sejmu trafił ponownie projekt nowelizacji ustawy o ochronie praw zwierząt. Jak podkreślają ich obrońcy, mimo braków, regulacja wprowadza istotne zmiany - m.in. obowiązek chipowania pupili i zakaz prowadzenia schronisk przez podmioty komercyjne. Od kwietnia ubiegłego roku obowiązują też wyższe kary za znęcanie się nad zwierzętami, za ich zabicie grozi nawet do 3 lat więzienia, a w przypadku szczególnego okrucieństwa - nawet 5 lat. Na efekty trzeba jeszcze poczekać - widać jednak zdecydowany wzrost wnoszonych aktów oskarżenia. 

Pozytywnym trendem jest też wzrost liczby skazanych na bezwzględną karę więzienia - w 2015 r. było ich 39, natomiast karę zawieszono 209 osobom, w 2017 r. na pozbawienie wolności skazano już 90 osób, a 134 skazanym kary zawieszono. 

 


Przeważa "mniejsza szkodliwość" 

Prawnicy przyznają, że widać zmiany w podejściu sędziów i prokuratorów - tego typu sprawy traktowane są coraz poważniej. Znęcanie się nad zwierzętami nadal jednak uważane jest za czyn o mniejszej szkodliwości społecznej. Dlatego - jak podkreślają - konieczne jest zwiększanie świadomości, wiedzy, także dotyczącej orzecznictwa. 

- Faktem jest, że liczba spraw, które trafiają na wokandę zwiększa się z roku na rok i jest coraz więcej wyroków skazujących. Tyle, że są one nadal często orzekane w zawieszaniu. Bezwzględnych kar jest niewiele, nawet w sprawach bardzo okrutnych praktyk. Plusem jest to, że opinia społeczna jest coraz bardziej świadoma.  Ważne są też kary finansowe, które po kolejnych zmianach przepisów wzrosły nawet do 100 tys. złotych. Sprawy, które trafiają do sądu, dotyczą często podmiotów gospodarczych, prowadzących czy to hodowle, czy ubój czy inną działalność związaną z wykorzystywaniem zwierząt. Dla nich niskie kary finansowe nie miały wcześniej  znaczenia, były śmieszne i wliczane automatycznie w koszty. Teraz zaczyna być inaczej - mówi portalowi Prawo.pl Anna Zielińska, członek zarządu Fundacji Viva. 

Problemem bywa brak znajomości przez sędziów i śledczych kluczowych definicji - takich jak na przykład dobrostan zwierząt. Wciąż za mało jest też biegłych, którzy mogliby wypowiadać się w tej dziedzinie. Rozwiązaniem ma być specjalny poradnik "Ustawa o ochronie zwierząt - informator prawny dla praktyków", przygotowany pod patronatem Ministerstwa Sprawiedliwości. 

- Sędzia, czy prokurator, którzy zajmują się takimi sprawami powinni też zapoznać się z orzecznictwem w podobnych przypadkach, bo nadal zdarza się, że bardzo podobne sprawy są w różnych miejscach kraju, różnie są rozpoznawane. Jest to efekt bardzo różnego, indywidualnego podejścia, bardziej ludzkiego niż instytucjonalnego – dodaje Zielińska. 

Problemy od samego początku

Na to, czy sprawca zostanie skazany, kluczowy wpływ mają początkowe etapy postępowania. Te również - jak mówią eksperci - pozostawiają często wiele do życzenia.  

- By sprawa nie została umorzona, konieczne jest odpowiednie zebranie materiału dowodowego i znajomość przepisów ochrony zwierząt przez policjantów i prokuratorów. Zawsze tłumaczę, że dochodzenia w sprawach o przestępstwa popełnione na zwierzętach, powinny być prowadzone tak jak każde inne postępowanie karne - mówi autorka poradnika adwokat Katarzyna Topczewska. 

I dodaje, że chodzi o rzetelne zebranie materiału dowodowego, powołanie biegłych, zlecenie sekcji zwłok, zabezpieczenie narzędzi, które mogły służyć popełnieniu przestępstwa. - Są miejsca, gdzie wszystko idzie idealnie, ale są sytuacje gdy sprawy są bagatelizowane - na dzień dobry jest odmowa wszczęcia dochodzenia  - mówi.

 

Nowy projekt - istotne rozwiązania   

W styczniu do Sejmu, po autopoprawkach, trafił projekt nowelizacji ustawy o ochronie praw zwierząt. Pierwszą wersje posłowie PiS wnieśli  w listopadzie 2017 roku. Niektóre zapisy stały się jednak przedmiotem gorącej debaty publicznej, a prace ostatecznie zawieszono. W skierowanym ponownie projekcie zrezygnowano z zapisów, które znajdowały się w projekcie obywatelskim - m.in. zakazu występowania zwierząt w cyrku, hodowli na futra, uboju rytualnego. Nie uwzględniono też propozycji zakazu trzymania psów na łańcuchach (choć zaproponowano obostrzenia - łańcuch musi mieć przynajmniej 5 metrów długości, a jego ciężar musi być dobrany do wagi psa). 

Mimo tego, obrońcy praw zwierząt przyznają, że proponowane rozwiązania są jednak szansą na istotną poprawę sytuacji zwierząt. Zapisem, który budzi największe nadzieje jest wprowadzenie powszechnego obowiązku chipowania zwierząt.

- To rozwiązanie słuszne i potrzebne. Ma, z jednej strony, przeciwdziałać patologii jaką jest obecnie biznes na zwierzętach w schroniskach (bo te, które zostaną zachipowane, będą policzalne). Z drugiej strony - pozwoli skutecznie odnaleźć właścicieli zwierząt zaginionych - mówi mec. Topczewska. 

Zielińska dodaje, że dzięki temu jest szansa na zmniejszenie liczby zwierząt w schroniskach, a tym samym kosztów utrzymania tych placówek.

Nowe obowiązki dla gmin, zakaz komercyjnych schronisk 

Projekt zakłada też zakaz prowadzenia schronisk komercyjnych. Będą je mogły prowadzić wyłącznie gminy, ich jednostki organizacyjne lub organizacje pożytku publicznego. Organizacje walczące o prawa zwierząt wielokrotnie podnosiły, że to właśnie w takich miejscach dochodzi do licznych patologii - przedsiębiorcy nastawiają się bowiem na zysk, nie dbając o warunki i adopcje zwierząt.

Gmina będzie musiała też kontrolować los odłowionych z ich terenu zwierząt. - To bardzo ważne, bo obecnie gminy płacą schroniskom ryczałt w kwocie nawet kilku tysięcy złotych za psa, nie weryfikując nawet za jakie zwierzęta płacą. Wierzą w to, co hycel wystawi na fakturze, i kompletnie nie interesują się losem zwierząt. Stąd zdarzają się patologie, że płacą za psy nieistniejące, czy też kilka razy za tego samego psa albo jeden pies widnieje w rejestrach kilku gmin - dodaje Topczewska.  

Wyłapane zwierzęta mają być chipowane w ciągu doby, a zarówno gmina, jak i schronisko, będą musiały prowadzić szczegółowy rejestr zwierząt, zawierający jego fotografie, dokumentację potwierdzającą los zwierzęcia -np. oddanie do adopcji czy eutanazję. Gminy będą też musiały kontrolować co się z odłowionymi psami dzieje oraz płacić za ich utrzymanie stawkę dzienną, czyli ponosić koszty ich rzeczywistego pobytu w schronisku.

Zaproponowano też zapisy wymierzone w pseudohodowle. - To jest problem, który zrodziła nam nowelizacja sprzed 7 lat. Jej celem było wprowadzenie zakazu rozmnażania w celach handlowych zwierząt bez rodowodów. Niestety, wtedy ustawodawca nie mógł przewidzieć jak bardzo te przepisy będą obchodzone. Pseudohodowcy - osoby, które rozmnażają zwierzęta bez kontroli, zrzeszają się w stowarzyszenia i te nadają rodowody nawet mieszańcom. A w pseudohodowlach panują zazwyczaj skandaliczne warunki, zwierzęta traktowane są jak maszynki do rozmnażania - zaznacza adwokat. 

Minister rolnictwa nie od ochrony zwierząt

W ocenie ekspertów i prawników problemem jest też to, że ochrona zwierząt leży w kompetencji Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi, którego głównym celem ma być zwiększanie opłacalności produkcji rolnej.  

- W mojej ocenie to jest problem systemowy, który trzeba rozwiązać. Bo podnoszeniem standardów ochrony zwierząt nie idzie w parze z celami ministra rolnictwa - dodaje Topczewska.