W Nowym Jorku 4 maja odbył się finał Global Legal Hackathon. To międzynarodowy konkurs organizowany przez m.in. Wolters Kluwer dla tych, którzy potrafią połączyć prawo z nowoczesnymi technologiami. Wygrały go zespoły z Niemiec, Rumunii i Polski. Międzynarodowe jury doceniło aplikację zwycięzców polskiej edycji GLH, która ułatwia tworzenie dokumentów. Podpowiada klauzule, które już ktoś, kiedyś stworzył w danej organizacji.  Z członkami zespołu: Agnieszką Poteralską (liderką), Maciejem Zalewskim (programistą z zawodu, prawnikiem z wykształcenia), Tomaszem Żmudą (programistą), Ignacym Janiszewskim (programistą) Arturem Tanona (programistą z zawodu, prawnikiem z wykształcenia), Yaroslawem Shmarovem z Ukrainy (menadżerem do spraw rozwoju, w Polsce od 4 lat) i Karolem Kłaczyńskim (zawodowo i na GLH scrum master zwycięskiej drużyny, jego zadaniem jest wspieranie członków zespołu, dzięki niemu wiedzą dlaczego i w jakim celu realizują konkretne działania) rozmawia Jolanta Ojczyk.

 

Jolanta Ojczyk: Gratuluję! Wróciliście właśnie z finału Global Legal Hackathon w Nowym Jorku, gdzie wasz pomysł ułatwiający pisania umów podbił serca jury.  Co wygraliście?

Ignacy Janiszewski: Bardzo dziękujemy. Co do nagrody, to dla naszego zespołu ufundowała ją kancelaria prawna Fischer Behar Chen Well Orion & Co. z Izraela, która zapewnia nam 20 godzin usług prawnych swoich prawników. Może się ona okazać bardzo przydatna, bo od początku mówimy o globalnym podejściu i wielojęzyczności inteliLex. Jeśli chodzi o dodatkowe pozytywy, to na pewno można do nich zaliczyć nawiązanie ciekawych kontaktów z ludźmi z całego świata. Poza tym każdy taki wyjazd pozwala nam się wyzbyć kolejnych małych kompleksów, które trzymamy w sobie, często nieświadomie. Jesteśmy coraz lepiej przygotowani do działania w biznesie i technologii w skali międzynarodowej.  

Tomasz Żmuda: Gala finałowa miała miejsce w nowojorskiej siedzibie międzynarodowej kancelarii White & Case LLP w sercu Manhattanu. Widok z 49 piętra na miasto i inne wieżowce przypominał ujęcia z amerykańskich filmów i uświadomił nam, że to już nie marzenia, a rzeczywistość. Że dzięki intensywnej, wspólnej pracy, kreatywności i wytrwałości dotarliśmy do miejsca, którego nikt z nas nie spodziewał się dwa miesiące temu. Przed rozpoczęciem gali każdy zespół miał swoje miejsce, w którym mógł zaprezentować projekt, rozłożyć materiały, porozmawiać z uczestnikami, innymi grupami, sędziami. Rozmawialiśmy z wieloma osobami zajmującymi się prawem oraz IT na całym świecie i zebraliśmy bardzo pozytywną informację zwrotną, która uświadomiła nam, że problem z korzystaniem z istniejących, wewnętrznych baz wiedzy przy przygotowywaniu dokumentów istnieje niezależnie od miejsca, a inteliLex ze względu na prostotę mógłby być używany w różnego rodzaju podmiotach, zajmujących się świadczeniem usług prawnych (duże kancelarie, działy prawne firm, kancelarie jednoosobowe). 

Czy Nowy Jork zrobił na was wrażenie? Zdziwił, zaskoczył, rozczarował?

Karol Kłaczyński: Wylądowaliśmy w Nowym Jorku i zaskoczył nas ogrom miasta, które żyje zarówno nad jak i pod ziemią - wsiadając do metra zobaczyliśmy, jak ta sieć jest niesamowicie rozbudowana i sięga kilku pięter w dół, natomiast wychodząc na ulicę poczuliśmy energię Nowego Jorku - miasta, które jest mieszanką kultur, różnych światów i osobliwości. Zaskoczyła nas uprzejmość Amerykanów. W metrze i na stacjach pociągów zatrudnione są osoby, które pomagają odnaleźć się w gąszczu połączeń i kierunków, ale także przypadkowe osoby pomagają same z siebie, pytając nas, stojących czasem zdezorientowanych na peronie: „czy mogę wam w czymś pomóc?” Przede wszystkim jednak Nowy Jork docenił nas i inteliLex, z czego najbardziej się cieszymy.

 


 

O miejsce na podium rywalizowało 12 zespołów. By wygrać, trzeba było przekonać do siebie jury. Czy to było trudne? Jaka atmosfera panowała?

Tomasz Żmuda: Jury składało się z sześciu osób ze świata prawa, IT i biznesu. Przedstawialiśmy naszą aplikację przed doświadczonymi profesjonalistami w swoich dziedzinach i to sprawiało, że czuliśmy się w obowiązku zaprezentować się jak najlepiej. Atmosfera wśród uczestników była bardzo przyjazna, wszyscy się dopingowali, rozmawiali o swoich rozwiązaniach, wymieniali się pomysłami, wizytówkami, nawiązywali kontakty. Do każdego z zespołów podchodzili goście gali, członkowie jury, potencjalni przyszli użytkownicy naszych rozwiązań, którzy byli zainteresowani wdrożeniem ich w swoich miejscach pracy.

Czy było podobnie jak prezentacja projektu na GLH w Warszawie, czy inaczej? Trudniej? Łatwiej? 

Agnieszka Poteralska: Prezentacja była w podobnej konwencji jak na GLH w Warszawie, jednak uzupełniliśmy ją o kwestie, które wypracowaliśmy między wygraną w Warszawie a finałem, takie jak predykcje biznesowe, pierwsze planowane wdrożenie, demo z ulepszoną wersją naszej wtyczki. Wszystkie prezentacje „konkurencji” były bardzo kreatywne i zaawansowane technologicznie, co działało motywująco, aby jak najlepiej zaprezentować inteliLex. Z drugiej strony wystąpienie przed międzynarodową publicznością na finale tak prestiżowego konkursu było nie lada wyzwaniem, bo trzeba opanować stres i wypaść profesjonalnie. Bezcenne okazało się również doświadczenie z GLH w Warszawie i rady mentorów - wykorzystaliśmy kilka technik zawartych w prezentacji w Warszawie, jak widać - z sukcesem.

Jakie pytanie zadawali członkowie  jury, na co zwracali uwagę? 

Yaroslav Shmarov: Na tym etapie jury nie zadawało pytań. Po prezentacjach przeprowadzono naradę i ogłoszono wyniki. Sędziowie już wcześniej zapoznawali się z naszymi rozwiązaniami oglądając filmy promocyjne, a prezentacja stanowiła uzupełnienie i pokazywała, na jakie aspekty biznesowe i technologiczne kładziemy nacisk, czy potrafimy produkt zaprezentować, sprzedać, zainteresować nim. Sędziowie oceniali postęp, jaki zrobiliśmy od czasu krajowej wygranej. Te dwa miesiące naszej intensywnej pracy przyniosły efekt, co świadczy o zgraniu zespołu, dobrej komunikacji i skutecznym dążeniu do celu, który sobie zakładamy.

Kiedy poznaliście inne ekipy? Czy też były takie liczne i tak zróżnicowane jak wasza?

Maciej Zalewski: Nazwy zespołów oraz ich rozwiązania znaliśmy, oczywiście, po ogłoszeniu wyników półfinałów, ale osoby stojące za nimi poznaliśmy dopiero na samej gali. Była to całkiem spora grupa osób, więc nie ze wszystkimi udało nam się nawiązać kontakt. Jednak było kilka zespołów, z którymi szczególnie dobrze się dogadywaliśmy - przede wszystkim zespoły z Niemiec, Hong Kongu i Rumunii. Kontakt nawiązaliśmy bardzo szybko - nie czuliśmy rywalizacji, tylko zainteresowaniem wobec pozostałych rozwiązań i zrozumieniem, ponieważ dla każdego wystąpienie przed tak liczną, międzynarodową publicznością stanowiło duże wyzwanie.

Czy widzieliście prezentacje innych zespołów?

Maciej Zalewski: Tak, prezentacje oglądały wszystkie zespoły oraz goście - osoby „z zewnątrz”, które kupiły bilety na galę.

Czuliście już wtedy, że wasz pomysł ma szansę na wygraną?

Artur Tanona: Staraliśmy się dość obiektywnie oceniać prezentacje pozostałych zespołów. Było kilka bardzo dobrych, były też takie, podczas których nerwy wzięły górę i nie pozwoliły osiągnąć maksimum zamierzonego efektu. Naszym zdaniem zwycięskie zespoły potrafiły zainteresować swoim pomysłem i trafić do odbiorcy. Nawet najlepszy produkt, kiedy źle przedstawiony – ma mniejsze szanse przebicia na rynku. I jako Polacy nie mamy się czego wstydzić - niektóre prezentacje z warszawskiego hackathonu mogły konkurować z tymi na finałach.