System wynagradzania nauczycieli wymaga zmiany - to coraz częstszy postulat samorządowców, dyrektorów szkół i związkowców. Taką potrzebę widzi też sam resort edukacji, który chce, by w wypracowaniu zmian uczestniczył zespół do spraw statusu zawodowego nauczycieli. Diabeł oczywiście tkwi w szczegółach - bo pomysły na reformy są bardzo różne.

 

Składniki i stawki wynagrodzenia nauczycieli>>

 

Podwyżka i część pensji uzależniona od efektu

Epidemia COVID-19 i zmiany w podatku dochodowym mocno odbijają się na budżetach samorządów, które i tak od lat podnoszą, że dostają za niską subwencję oświatową i dopłacają do edukacji. Związek Miast Polskich podczas niedawnego spotkania Zespołu ds. Edukacji, Kultury i Sportu zgłosił postulaty dotyczące zwiększenia subwencji oświatowej o 30 proc. oraz odstąpienia od konieczności wypłacania w tym roku dodatku uzupełniającego tym nauczycielom, którzy nie osiągnęli średniego wynagrodzenia na danym szczeblu awansu zawodowego.


Samorządowcy uważają też, że czas przedyskutować kwestię sytemu wynagrodzeń nauczycieli, bo obecny jest skomplikowany i nie premiuje najlepszych.

- Przede wszystkim zasadnicze wynagrodzenia nauczycieli powinny wzrosnąć do poziomu średniej krajowej i być sukcesywnie podwyższane wraz z jej wzrostem. W dalszej kolejności powinno się jakąś jego część powiązać z efektami pracy – miałoby to zastąpić dodatki, które po pierwsze częściowo są reliktami poprzedniego systemu, po drugie niespecjalnie się sprawdzają - mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.

 

Dodaje, że zróżnicowanie wynagrodzenia w zależności od efektów będzie najlepszym czynnikiem motywującym, gdyż aktywność, wiedza, umiejętności są kluczowe dla sukcesu edukacyjnego ucznia.

- Oczywiście można mieć piękne mury, wyposażenie szkół, ale najważniejszy jest właśnie odpowiedni nauczyciel. Dlatego ten ruchomy motywacyjny składnik płac powinien być wysoki, sięgający np. nawet połowy płacy zasadniczej - tłumaczy - To da się zrobić, choć wymaga dyskusji z nauczycielami, rodzicami. Bo nie chodzi przecież jedynie o efektywność mierzoną wynikami testów. Nie wszyscy są przecież geniuszami, więc trzeba brać po uwagę postępy uczniów, a także kwestie wychowawcze. W tej sprawie mamy sporo doświadczeń, natomiast to jest szczegół czysto techniczny - najważniejsze jest przyjęcie pewnej reguły – płacimy nie za gotowość do pracy, a za jej efekty - podsumowuje Marek Wójcik.

 

To nie takie proste

Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, ocenia, że taki pomysł byłby w praktyce niemożliwy do zrealizowania.

- Jak porównywać efektywność pracy nauczyciela w przedszkolu z pracą nauczyciela w dobrym liceum? Byłoby to bardzo trudne, bo wymagałoby stworzenia skali, która pozwoli zestawić efekt w postaci nauczenia dziecka sznurowania butów z przygotowaniem ucznia do olimpiady i w dodatku miałoby to jeszcze wpływ na wynagrodzenie nauczyciela - tłumaczy.

 

Dodaje,  że byłoby to skrajnie nieobiektywne albo spowodowałoby rozrost biurokratycznych obowiązków na niespotykaną skalę. Wiceprezes ZNP podkreśla jednak, że system wynagradzania nauczycieli wymaga zmian, bo po pierwsze - pedagodzy zarabiają zbyt mało, a po drugie - kwestię ich zarobków mocno zaciemnia nazbyt skomplikowany system dodatków i wyliczania średniej.

- Jako związek postulujemy powiązanie zasadniczego wynagrodzenia ze średnią krajową. Wnieśliśmy też do Sejmu projekt ustawy, która zakłada finansowanie pensji nauczycieli z dotacji, co, naszym zdaniem, polepszyłoby sytuację pedagogów, bo nie musieliby polegać w tej kwestii na samorządach lokalnych - mówi Krzysztof Baszczyński - Należy też wreszcie zastanowić się nad całym systemem, choćby w kwestii wyliczania średnich wynagrodzeń nauczycieli, bo jest to nieczytelne.

 

Chodzi o to, że średnie wynagrodzenie nauczycieli określane na podstawie Karty Nauczyciela i ustawy budżetowej jest w praktyce kwotą obejmującą choćby takie składniki, jak nagrody ministra, nagrody jubileuszowe, czy odprawa emerytalna i to u nauczycieli, którzy tych składników nie otrzymują. Jak tłumaczy Krzysztof Baszczyński, obecnie nauczyciel dyplomowany zarabia tak naprawdę 62 proc. średniego wynagrodzenia wskazanego w KN.

 

Efekty niemierzalne

Podobnego zdania jest Marek Pleśniar, dyrektor Biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, który również podkreśla, że nie da się łatwo zmierzyć efektów pracy pedagogów.

- W ten sposób stworzylibyśmy nowego potwora, a praca nauczyciela i dyrektora sprowadzałaby się do kolejnych biurokratycznych obowiązków - mówi. - Nauczyciele niespecjalnie by na tym zyskali, a wątpliwe, czy poprawiłoby to jakość nauczania. Zwłaszcza że nie wchodziłyby tu w grę takie proste rozwiązania, jak powiązanie efektywności z wynikami testów, bo przecież już na pierwszy rzut oka łatwo zauważyć, że wielu nauczycieli w ogóle nie ma do czynienia z żadną formą egzaminów zewnętrznych. Byłoby to też nieosiągalne dla niektórych nauczycieli, zwłaszcza tych, którzy jeszcze uczą się zawodu. -tłumaczy Pleśniar.

 

Dodaje, że są szkoły o stale słabszych wynikach, gdzie kluczowy jest efekt wychowawczy, a jest nim już sam fakt, że uczeń w ogóle pojawi się na lekcjach.

- Wynik, który uczeń osiągnął na teście, nie jest tożsamy z wkładem pracy nauczyciela - tłumaczy. - Poza tym nie tędy droga, powinniśmy skupić się na efekcie pracy całych zespołów, a nie poszczególnych ich członków. Popatrzmy na szkoły w Finlandii, uważane za najlepsze na świecie, nauczyciele w tym kraju zarabiają dobrze, ale wcale nie jest to najlepiej płatny zawód, a mimo to garnie się do niego duża liczba kandydatów. Nauczyciele są szanowani, mają ogromną swobodę i to motywuje ich do lepszej pracy, a nie sztuczne pomiary efektywności - mówi Marek Pleśniar.

 

Warto porozmawiać o systemie awansu

Od lat wątpliwości budzi też sam system awansu zawodowego. Jak punktowała Najwyższa Izba Kontroli w raporcie z 2018 r., w drugim roku szkolnym po uzyskaniu stopnia nauczyciela mianowanego aktywność nauczycieli malała - mniej chętnie inwestowali w rozwój swoich kompetencji. Podobnie było z osobami aplikującymi do stopnia nauczyciela dyplomowanego.

 

Marek Pleśniar wskazuje, że system awansu zawodowego powinien ulec zmianie i przestać jedynie pełnić role przepustki do kolejnej podwyżki.

- Powinniśmy zmierzać ku systemowi zarządzania wewnątrzszkolnego. Nauczyciele powinni być szefami zespołów, mentorami młodszych pedagogów, a dyrektorzy powinni należeć do korpusu dyrektorów i uczyć innych. Powinny być praktyki mentorskie tak, żeby młodsi nauczyciele uczyli się pod opieką starszych, ale nie opiekunów stażu tak jak teraz, bo często ta funkcja ogranicza się do wypełniania biurokratycznych obowiązków - uważa Marek Pleśniar - Oczywiście te wszystkie funkcje powinny być płatne i jeżeli tak ma wyglądać różnicowanie wynagrodzeń, to byłbym za tym. Teraz w Polsce jest tak, jakby na szachownicy stał król i same pionki - jest dyrektor i nauczyciele. A awans jest o tyle sztuczny, że idzie za nim jedynie tytuł i podwyżka, nauczyciel nie zyskuje żadnej władzy, większego wpływu na funkcjonowanie szkoły - tłumaczy.

 

Podkreśla, że z każdym kolejnym stopniem awansu powinny iść w parze nowe kompetencje i uprawnienia, co poprawiłoby funkcjonowanie systemu i skłoniło nauczycieli do większego zaangażowania.

- A młodzi rzeczywiście niech na przyzwoitej pensji wchodzą w ten system i się rozwijają. A tych aktywnych niech faktycznie nagradza się wyższą pensją - doprowadźmy do systemu, w którym są starsze i młodsze figury - przestańmy w końcu grać w warcaby, a zacznijmy w szachy - komentuje Marek Pleśniar.