Beata Igielska: „Kształtowanie poczucia tożsamości narodowej i państwowej będzie stałym i ważnym elementem programu działalności polskiej szkoły”. Zna pan to?

Dr Piotr Kroll, pełnomocnik ds. specjalizacji nauczycielskiej na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego, Zakład Archiwistyki, Dydaktyki i Historii Historiografii: Znam, oczywiście, słowa pochodzą z programu PiS.

Podstawy programowej nie może pisać samo ministerstwo>>
Historia w szkole - nauka czy polityka historyczna?>>

 

Niepokoją pana?

Tak, zwłaszcza jeśli mówimy o edukacji. Jeśli trzymać się ich litery tego przekazu, oznaczają indoktrynację na poziomie szkół podstawowych, przygotowanie jednego, uznawanego przez jedną partię obrazu historii nie tylko Polski, ale także dziejów powszechnych. Stworzy się społeczeństwo przyszłości, którego wiedza o przeszłości oparta będzie na zafałszowanym obrazie kształtowanym na potrzeby władzy. Będzie ono uczone historii w duchu wychowywania arcypatriotów, ale bez możliwości szerszego patrzenia na nią, postrzegania różnorodności w otaczającym nas świecie, wynikającej z przeszłości i teraźniejszości. Będzie mu brakować krytycyzmu, umiejętności wyrażenia swojego zdania, szukania argumentów, krytycznego myślenia. Przekaz będzie jednostronny, będzie szedł od nauczyciela i podręcznika, bez dania szansy na poznanie zdań odmiennych, czy szerszej perspektywy.

 

Będzie brak krytycznego spojrzenia na dzieje, przy jednoczesnym przecież wykazywaniu przez każde państwo tendencji, by podkreślać istotne dla niego elementy. To naturalny mechanizm – robiono to za czasów PRL, robi się to współcześnie. Spotkamy się z tym zarówno w Wielkiej Brytanii, która niechętnie wspomina czasy kolonializmu, jak i w Rosji. Polska nie była i nie jest tu żadnym wyjątkiem. Więc jak zrobić, żeby w podstawach programowych pojawiły się naturalne propaństwowe sprawy, a z drugiej strony, żeby przekaz był w miarę obiektywny?

To bardzo trudne zadanie i znalezienie złotego środka jest praktycznie niemożliwe. Trzeba pamiętać, że władza może mieć własne spojrzenie na historię i stara się je narzucić. Pomimo, że są w historii procesy, wydarzenia do których nie chcielibyśmy się przyznawać, są też takie, z których jesteśmy bardzo dumni. Powinniśmy pokazywać te elementy naszych dziejów, które budują naszą tożsamość narodową, ale też pomagać zrozumieć młodym ludziom, dlaczego tak było, co na tym zaważyło, jakie były przyczyny i jakie było tło tamtych wydarzeń. W efekcie sami powinni umieć na to spojrzeć, być może krytycznie, i zrozumieć oraz ocenić naszą historię. Powinniśmy też nie zapominać o elementach bardzo potrzebnych w edukacji, jak chociażby o historii społecznej, gospodarczej, dziejach kultury. I oczywiście o uczeniu umiejętności analizowania i interpretacji, tworzenia własnej narracji i krytycznego myślenia, żeby uczniowie potrafili zrozumieć procesy i wydarzenia historyczne, umieli samodzielnie myśleć i oceniać.
Z jednej więc strony powinniśmy stawiać na kształtowanie tożsamości narodowej, żeby młody człowiek miał świadomość, skąd pochodzi, kim jest, jaka jest historia jego ojczyzny. Z drugiej - poprzez zapoznawanie go z historią innych narodów i społeczeństw uzmysłowienie mu, że historia Polski jest częścią historii większego obszaru, regionu, Europy, świata. Ale – podkreślam z całą stanowczością – w edukacji historycznej powinniśmy stawiać na kształtowanie wspomnianych wcześniej umiejętności, aby przygotować młodych ludzi na pozyskiwanie wiadomości, ich samodzielną i w miarę obiektywną interpretację i samodzielną ich ocenę. Już raz próbowano w naszym kraju nauczać narzuconej przez władzę interpretacji dziejów Polski i świata. Nie przyniosło to spodziewanych efektów.

 

My, Polacy, jesteśmy dumni niesłychanie z porażek. Celebrujemy nasze narodowe klęski, ciągle gloria victis.

Od pewnego czasu w nauczaniu historii kładziony jest nacisk na historię polityczną i wojskową. Dowodzą tego zarówno treści nauczania w podstawach programowych jak i przykłady podawane w podręcznikach. Większość tematów dotyczy historii politycznej, historii wojen, zwycięstw i porażek. W polskiej historii były sukcesy polityczne i militarne zwycięstwa. Możemy być z nich dumni. Ale w ostatnich dwustu latach przytrafiło nam bardzo dużo porażek. Pochylamy się nad nimi, gloryfikujemy je: oto ponieśliśmy porażkę, ale odnieśliśmy moralne zwycięstwo. Lepiej jednak rozmawiać na temat, czy podejmowano słuszne decyzje, co na tym zaważyło, jak my byśmy się zachowali na ich miejscu, co bralibyśmy pod uwagę, czy podjęta decyzja była jedynym wyjściem z zaistniałej sytuacji. Skupiamy się na wydarzeniach politycznych i wojskowych, a przecież obok nich odbywało się szereg procesów kulturotwórczych, społecznotwórczych, narodowotwórczych, zmieniających historię Polski, Europy i świata. I to też powinno być poznawane w szkole. Nie tylko ze względu na szerokie spojrzenie na historię, ale także ze względu na rozbudzenie zainteresowań przeszłością i chęci dalszego jej zgłębiania.

 

Jaka zatem powinna być idealna podstawa programowa z historii?

Szalenie trudne pytanie. Przede wszystkim zespół tworzący taką podstawę powinien składać się z naukowców dostarczających wiedzę merytoryczną i praktyków: pedagogów, psychologów, nauczycieli, którzy na co dzień pracują z dziećmi, znają ich możliwości. Coś, co zostanie przez nich stworzone, powinno być poddane szerokim konsultacjom, aby udoskonalić ją, a jednocześnie zdobyć zaufanie środowiska nauczycielskiego do wprowadzanych zmian. Dzisiejsza podstawa programowa z historii przede wszystkim powinna być odchudzona. Jest przeładowana treściami, wydarzeniami. Nie ma czasu, żeby się nad czymkolwiek zastanowić, przeanalizować, podyskutować. Nie ma czasu na kształtowanie umiejętności. Powinno być mniej wydarzeń politycznych, więcej historii społecznej, gospodarczej, historii mentalności, kultury. To pozwoli patrzeć na tę naukę inaczej, szerzej.
Odchudzenie podstawy z wiadomości pozwoli uczyć samodzielnych poszukiwań, stawiania pytań. Należy skupiać się na umiejętnościach krytycznego myślenia, analizowania, oceniania, a mniej na przekazywaniu wiedzy i podawaniu faktów, dat i postaci. Jeśli odchudzimy podstawę, znajdzie się czas, aby tych wszystkich umiejętności uczyć. Ważne jest też, aby państwo - odpowiedzialne za proces nauczania - samodzielnie lub za pośrednictwem wyspecjalizowanych organizacji, pomogło nauczycielom w ich pracy, wsparło ich poprzez warsztaty metodyczne, wydawnictwa związane z nauczeniem, tworzenie nowoczesnych pomocy dydaktycznych.
Pamiętajmy, że edukacja to nie tylko podstawa programowa. To przede wszystkim realizujący ją nauczyciele i podręczniki, będące pierwszym, a często jedynym pozaszkolnym źródłem wiedzy dla ucznia. Jeśli nie zadba się o nich to nawet najlepsza podstawa nie będzie realizowana zgodnie z zamysłem jej autorów. A przecież dodać do tego należy materiały dydaktyczne (mapy, źródła, ilustracje, gry dydaktyczne, książki i wydawnictwa popularnonaukowe), które powinny być odpowiednio dopasowane do podstawy i do możliwości uczniów. Proces nauczania to wielka, złożona i skomplikowana machina.

Sprawdź w LEX: Czy możliwa jest zmiana podstawy programowej oraz sposobu oceniania ucznia, jeżeli poradnia wydała nowe orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego z uwagi na inny stopień niepełnosprawności intelektualnej? >

 

Podpisuję się pod wszystkim, co pan mówi, tym bardziej, że dziś gdy potrzebuję faktu czy wydarzenia, które umknęło mi z pamięci, klikam i mam.

To prawda, dlatego uczniów trzeba nauczyć szukania i pozyskiwania informacji, czytania ze zrozumieniem, stawiania pytań, drążenia tematu, nie ufania temu, co jest napisane. Jeszcze raz powtórzę – należy uczyć krytycznego myślenia. Świat nas otaczający dostarcza nam ogromnej ilości wiedzy. Kiedyś była ona w szkole, w książkach, w bibliotece. Dziś biblioteki mamy w internecie.

 

Nie słyszałam, aby ktoś sprawdzał, jak podstawa programowa jest realizowana i jakie wywołuje skutki. Czy to powinno być sprawdzane?

Jak najbardziej. Jeśli ktoś kiedyś uznał, że źle uczymy historii, po diagnozie znalazł lekarstwo w postaci nowej podstawy, teraz powinien sprawdzić, czy przynosi to spodziewane efekty. Powinna być dokonana ewaluacja wprowadzonych rozwiązań. A przypomnę, że oczekiwano podniesienia stanu wiedzy historycznej uczniów. Czy tak się stało?

 

Raczej wszelkie badania poziomu wiedzy uczniów temu przeczą.

Bo reforma to był chaos. Była niepewność, ciągłe zmiany, nikt nie był o niczym informowany. Szkoły musiały się mierzyć ze zmianą struktury szkolnictwa, a chwilę później ze zmianą programową. Nikt tego porządnie nie przygotował. Nie robiono tego na spokojnie, etapami. Chaos w liceach w tamtym roku był przeogromny. Zobaczymy, co będzie z maturą za dwa lata. System edukacji jest systemem naczyń połączonych, wszystko musi być dopracowane do najmniejszego szczegółu. Jeden błąd powoduje, że zmiana się nie sprawdza. Dziś nikt nie kontroluje, nie robi ewaluacji całości procesu, więc zostaje wewnętrzne przekonanie, niekoniecznie prawdziwe, że jest dobrze.

Sprawdź w LEX: Czy podczas pandemii uczeń realizujący nauczanie domowe może uczestniczyć w nauczaniu zdalnym? >

 

Powiedział pan kiedyś, że w szkołach branżowych, powinno się kłaść nacisk na XIX i XX w., bo znajomość tych okresów jest potrzebna, by rozumieć procesy i relacje zachodzące wokół nas i uczy, jak nie być podatnym na manipulację.

Naprawdę nie trzeba uczyć wszystkiego, szczegółowo, od chrztu Polski. Należy dopasować program do możliwości uczniów. Szkoły branżowe kładą większy nacisk na kształcenie konkretnych umiejętności, a mniejszy na umiejętności i wiedzę ogólną. Uważam, że generalnie powinniśmy kłaść większy nacisk na historię XIX i XX wieku, bo to jest dla współczesnego człowieka ważniejsze niż to, co działo się dużo wcześniej, np. za panowania Władysława Hermana. XIX i XX w. pozwala nam zrozumieć to, co dzieje się teraz i przygotuje na to, co będzie się działo, z czym młodzi ludzie zmierzą się wchodząc w dorosłość.

Sprawdź w LEX: Czy w branżowej szkole I stopnia powinna być biblioteka szkolna? >

 

Trudno przewidzieć, co będzie. Wygląda na to, że Covid rozsiadł się na dobre...

Nie tylko Covid. Świat cały czas się rozwija, jest dynamiczny. Cyfryzacja powoduje, że z każdej strony jesteśmy atakowani przez milion bodźców, napływa do nas mnóstwo informacji. Młodego człowieka należy na to przygotować, tak żeby mógł odważnie kroczyć przez ten świat i kształtować własną opinię na podstawie różnych źródeł informacji, żeby potrafił się w tym wszystkim orientować, samodzielnie myśleć, rozpoznać fake newsy i zagrożenia. I nie ulec przebodźcowaniu. Powinniśmy zaciekawić młodych ludzi nauką, skłonić do czytania książek, by także w ten sposób rozbudzali swoją wrażliwość, rozwijali umysł i unikali zalewu informacji z Internetu. Jeśli na języku polskim czytają średnio 12 lektur w ciągu roku, omawiają je na kilku lekcjach, to nie są w stanie niczego zgłębić. Podobnie jest z historią. Jeśli mamy dużo informacji do przekazania, bazujemy głównie na wiedzy przekazywanej przez nauczyciela, a to rodzi obraz jednostronny. Nie ma czasu na rozwiązywanie problemów, odpowiadanie na pytania i ich stawianie. Dużo materiału nie zawsze oznacza lepiej, bo w końcu nie o zapamiętywanie chodzi, a rozumienie.

Zobacz w LEX: Metodyka kształcenia zdalnego w teorii i praktyce >

 

Niedawno eksperci ministra edukacji i nauki, Przemysława Czarnka, zakończyli przegląd podręczników i jednak nie znaleźli nauk szatana oraz nie wprowadzili większej ilości światła Ewangelii. Wyłapali zaś, że w dalszym ciągu pojawia się sformułowanie nazistowskie obozy koncentracyjne, a powinno być niemieckie nazistowskie obozy koncentracyjne.

Z informacji jakie napływają pojawia się podejrzenie, że było to wyszukiwanie na siłę błędów. Nie znaleziono nic konkretnego, to przynajmniej taki błąd wytknięto. To śmieszne. Choć szczerze mówiąc podręczniki do historii powinny ulec diametralnej zmianie i wspomóc nauczyciela w procesie nowoczesnego nauczania. Oczywiście, ministerstwu powinno zależeć na wyłapywaniu pomyłek, które zaburzają prawdziwy obraz historii i zmiany w nazewnictwie należy korygować. Ale naprawdę wystarczy nazwa „nazistowskie obozy”, nie musimy dodawać „niemieckie nazistowskie obozy”. Wszyscy wiemy, skąd pochodzili naziści. Ministerstwo miało wolę znaleźć błąd, więc znalazło.