Szkoły ponadpodstawowe i uczelnie przechodzą na pracę zdalną lub hybrydową, podstawówki funkcjonują w trybie stacjonarnym, choć rząd nie wykluczył ich zamknięcia. Przez miesiąc funkcjonowania placówek mocno wzrosła liczba zakażeń - w czwartek osiągnęła 8000 przypadków.

 

Gdy szaleje COVID, szkołę można zamknąć bez opinii Sanepidu>>

 

Nauczyciele chorują na koronawirusa

- MEN nie wykorzystało w żaden sposób czasu, który miało na przygotowanie się do nowej sytuacji. Nie chciałbym, by do tego doszło, ale odnoszę wrażenie, że funkcjonowanie szkół od nowego roku szkolnego może być wolną amerykanką, a skutki obciążą rodziców, nauczycieli i uczniów - oceniał Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP. Związkowcy ostrzegali, że pedagodzy nie mają wystarczającej liczby maseczek ani innych środków ochrony osobistej.

 

 

Po półtora miesiąca w wielu z nich doszło do wzrostu liczby zakażonych - na koronawirusa chorują zarówno uczniowie, jak i nauczyciele. W zeszłym tygodniu głośno było o dwóch przypadkach śmiertelnych. Zmarł nauczyciel ze Szkoły Podstawowej nr 5 w Zawierciu oraz nauczycielka ze Szkoły Podstawowej w Osieku nad Wisłą. - Nie ma żadnych dowodów na to, że taki, a nie inny zawód wpłynął na to, że to się przyczyniło do ich śmierci - skomentował tę sprawę szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Łukasz Schreiber. MEN utrzymuje, że otwarcie szkół nie przyczyniło się do wzrostu zakażeń koronawirusem.

 

Wygranie odszkodowania nie takie proste

Nauczyciel lub rodzice ucznia, który zachoruje na COVID-19, mogą domagać się odszkodowania, ale trudno im będzie wygrać w sądzie. A pozwanym będzie organ prowadzący, bo szkoła jest jednostką budżetową.

- Kwestia odpowiedzialności odszkodowawczej jest bardzo złożona i zawsze będzie zależała od okoliczności każdego przypadku - tłumaczy radca prawny Maciej Sokołowski. - Niewykluczone będą sprawy dochodzenia odszkodowania za pogorszenie sytuacji życiowej czy zadośćuczynienia za doznaną krzywdę w wyniku choroby lub śmierci spowodowanej zakażeniem koronawirusem na terenie szkoły. Kluczowe znaczenie będzie w takich sprawach miał związek przyczynowy pomiędzy szkodą, a działaniem lub zaniechaniem podmiotów odpowiedzialnych za zapewnienie bezpieczeństwa - podkreśla.

Problemem będzie też wykazanie, że nauczyciel lub uczeń zaraził się w szkole, a nie np. w sklepie, czy od członka rodziny, z którym mieszka. Jak komentował dla Prawo.pl radca prawny Robert Kamionowski z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office, dyrektor nie ponosi tu odpowiedzialności osobistej. - Nie będzie łatwo takiego procesu wygrać, przede wszystkim trzeba udowodnić, że do zakażenia doszło na terenie szkoły, a po drugie, że stało się bo w placówce dopuszczono się złamania zasad – np. wytycznych sanepidu oraz wykazać, że pomiędzy tym złamaniem zasad a zakażeniem zachodził adekwatny związek przyczynowy - tłumaczy.
 

 


 

Istotny brak opinii Sanepidu

Według rozporządzenia w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach, dyrektor może zdecydować o przejściu szkoły na zdalne lub hybrydowe nauczanie. Musi jednak uzyskać pozytywną opinię właściwego powiatowego inspektora sanitarnego oraz zgodę organu prowadzącego.  I brak opinii również może być istotny dla osoby, która spiera się ze szkołą o odszkodowanie.

Jak mówi mecenas Sokołowski, od oceny sądu będzie zależało, czy podjęte środki bezpieczeństwa były odpowiednie, zgodne z wytycznymi, czy były faktycznie przestrzegane, czy istniały podstawy do rozpoczęcia procedury zawieszania zajęć.

- Nie sądzę jednak, aby w sytuacji wydania przez sanepid negatywnej opinii o zawieszeniu zajęć szkoła mogłaby odpowiadać odszkodowawczo za dostosowanie się do tej opinii i kontynuowanie zajęć stacjonarnych - tłumaczy prawnik.