- W 2020 roku wzrost wynagrodzeń nastąpił niemal we wszystkich kategoriach urzędów. Spadek przeciętnego wynagrodzenia nastąpił jedynie w grupie ministerstw wraz z KPRM - o 0,7 proc. (66 zł brutto) – czytamy w sprawozdaniu Szefa Służby Cywilnej o stanie służby cywilnej i o realizacji zadań tej służby w 2020 roku. Nieco dalej w sprawozdaniu możemy jednak przeczytać: - Pomimo wysokiej dynamiki wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w służbie cywilnej, nadal w wielu urzędach wynagrodzenia są niskie. W 901 podmiotach wynagrodzenie jest niższe niż w gospodarce narodowej. Jest to niemal połowa urzędów w służbie cywilnej (49 proc.). Zdaniem Szefa Służby Cywilnej, problem ten dotyczy przede wszystkim powiatowej administracji zespolonej oraz pozostałej administracji niezespolonej. Spośród tych urzędów największą grupę stanowią komendy powiatowe policji (338 jednostek, tj. 38 proc.), komendy powiatowe państwowej straży pożarnej (253 jednostki, tj. 28 proc.), powiatowe inspektoraty nadzoru budowalnego (175 jednostek, tj. 19 proc.) oraz wojskowe komendy uzupełnień (70 jednostek, tj. 8 proc.).

- Pracownicy administracji publicznej są nisko wynagradzani. Większość z nich już dziś pracuje za minimalną pensję. To sprawia, że administracja publiczna nie jest atrakcyjnym pracodawcą – trudno ściągnąć do pracy wysokiej klasy specjalistów a tych, którzy są - utrzymać – mówi Piotr Jankowski, prezes Zarządu Głównego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Administracji Publicznej.

Czytaj również: Prawnicy: Decyzja prezydenta zdemontowała wynagrodzenia w budżetówce>>
 

Ile zarabia się w budżetówce?

Według ostatnich dostępnych danych Głównego Urzędu Statystycznego dotyczących struktury wynagrodzeń, przeciętne miesięczne wynagrodzenie w październiku 2018 roku wyniosło 5 003,78 zł brutto, a mediana wynagrodzeń, czyli środkowe wynagrodzenie, za które pracowała największa część Polaków w tamtym okresie – 4 094,98 zł brutto. Jak na tym tle wyglądają wynagrodzenia w administracji publicznej w roku 2020?

Szef Służby Cywilnej w sprawozdaniu podaje dane z podziałem na przeciętne miesięczne wynagrodzenie zasadnicze brutto i przeciętne miesięczne wynagrodzenie całkowite brutto. To drugie obejmuje wszystkie składniki wynagrodzeń, takie jak: wynagrodzenie zasadnicze, dodatki za wieloletnią pracę w służbie cywilnej, dodatki funkcyjne, nagrody z funduszu nagród, nagrody jubileuszowe, dodatki służby cywilnej, dodatki zadaniowe, dodatki wynikające ze szczególnych uprawnień, odprawy emerytalne i rentowe oraz dodatkowe wynagrodzenie roczne (tzw. trzynastka).

Czytaj w LEX: Ustalanie prawa do trzynastki na przykładach >

Jak zatem wyglądają zarobki brutto? Najmniej w 2020 roku zarabiało się w komendach powiatowych (miejskich) Policji, bo 3035 zł (4244 zł – wynagrodzenie całkowite). Niewiele więcej, bo 3198 zł wynosiło przeciętne  wynagrodzenie zasadnicze brutto w oddziałach Straży Granicznej (4691 zł - wynagrodzenie całkowite) i komendach powiatowych (miejskich) Państwowej Straży Pożarnej – 3235 zł (4691 zł – całkowite). Z kolei w Komendzie Głównej Państwowej Straży Pożarnej przeciętne miesięczne wynagrodzenie zasadnicze wynosiło 4275 zł (całkowite – 6837 zł), w Komendzie Głównej Policji – odpowiednio: 5062 zł i 7341 zł). Niewiele więcej zarabiano też w komendach wojewódzkich: Policji (odpowiednio – 3583 zł i 5119 zł) i PSP – odpowiednio - 3331 zł i 5167 zł. W powiatowych inspektoratach nadzoru budowlanego przeciętne miesięczne wynagrodzenie zasadnicze wynosiło 3762 zł (całkowite – 5329 zł), w wojewódzkich inspektoratach nadzoru budowlanego –odpowiednio: 3953 zł i 6652 zł, a w wojewódzkich inspektoratach jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych – odpowiednio: 3625 zł i 5645 zł.

W urzędach centralnych sytuacja wyglądała nieco lepiej. Przykładowo w Urzędzie do Spraw Cudzoziemców przeciętne miesięczne wynagrodzenie zasadnicze kształtowało się na poziomie 4373 zł (całkowite – 6392 zł), a w Urzędzie Komunikacji Elektronicznej – odpowiednio: 5437 zł i 7591 zł. Do najlepiej zarabiających należeli natomiast pracownicy Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego, których przeciętne miesięczne wynagrodzenie podstawowe wynosiło 6890 zł (całkowite – 9343 zł).

Z kolei przeciętne miesięczne wynagrodzenie zasadnicze pracowników urzędów wojewódzkich wynosiło od 3669 zł w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim w Lublinie do 4587 zł w Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim w Warszawie.

 

Kazimierz Jaśkowski, Eliza Maniewska

Sprawdź  
POLECAMY

System w rozsypce

- Niedawne podwyżki dla VIP-ów wysadziły system mnożników obowiązujący w administracji publicznej – mówi dr Liwiusz Laska, adwokat, b. przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy, pełnomocnik Związku Metalowców i Hutników. I wylicza: - W administracji publicznej nie ma spójnego systemu wynagradzania, wspólnego systemu dodatków, wartościowania stanowisk, nie ma systemu corocznej waloryzacji wynagrodzeń o stopień inflacji i nie ma układów zbiorowych dla sfery budżetowej. Jest za to zapaść wynagrodzeń i brak pomysłu na nowy, spójny system.

Czytaj w LEX: Procedura wartościowania stanowisk pracy w urzędzie >

W efekcie, jak twierdzi dr Laska, co roku mówi się o podwyżkach wynagrodzeń w administracji publicznej zamiast o waloryzacji wynagrodzeń.

Jeśli wynagrodzenia w administracji publicznej są oderwane nie tylko od wynagrodzenia minimalnego za pracę, ale i od średniego wynagrodzenia w gospodarce narodowej, a na dodatek są autonomiczne systemy wynagradzania, takie jak nauczycieli, którzy na pełny etat mogą legalnie zarabiać poniżej minimalnego wynagrodzenia, to mamy sytuację, że dochodzi do coraz większego spłaszczenia wynagrodzeń pracowników państwowych – mówi prof. Hubert Izdebski, prawnik, ekspert w dziedzinie samorządu terytorialnego i administracji publicznej. Jak podkreśla prof. Izdebski, minimalne wynagrodzenie za pracę dotyczy w dużej mierze sektora prywatnego.

– Jeżeli jest ruch w wynagrodzeniach w sektorze niepublicznym, a takiego ruchu nie ma w wynagrodzeniach sektora publicznego, to okazuje się, że ten sektor przestaje być atrakcyjny. Jeszcze do niedawna na głębokiej prowincji praca w administracji publicznej była nobilitacją, dawała stabilność zatrudnienia i była dobrze płatnym zajęciem, bo wynagrodzenie w wysokości 2 tys. zł było tam uznane za dobre, w przeciwieństwie do np. Warszawy, gdzie za takie pieniądze trudno się było utrzymać, biorąc pod uwagę wyższe niż na prowincji koszty życia. Teraz, gdy okazuje się, że można zatrudnić pracownika na 5/6 etatu i zapłacić mu poniżej minimalnego wynagrodzenia za pracę, to mamy problem – zauważa prof. Hubert Izdebski. Jak tłumaczy, ustawa o minimalnym wynagrodzeniu za pracę ma charakter przepisów ogólnych, a autonomiczne systemy wynagradzania np. nauczycieli czy medyków to przepisy szczególne. To może powodować, że taki np. nauczyciel dostanie brutto mniej niż wynosi minimalna pensja. – W efekcie sektor publiczny staje się coraz mniej atrakcyjny jako miejsce pracy – uważa prof. Izdebski.

- Problemem jest to, że wynagrodzenia są dość spłaszczone, czyli różnica między wysokimi kwalifikacjami a niskimi nie jest taka, jak w sektorze prywatnym – mówi dr Sławomir Dudek, wiceprezes Zarządu, główny ekonomista Fundacji Obywatelskiego Rozwoju pytany o to, w czym tkwi problem z wynagrodzeniami w administracji publicznej. Jak twierdzi, rynkowa wycena kwalifikacji jest inna niż w sektorze prywatnym.W urzędach często widać dążenie do wyrównywania – wyjaśnia dr Dudek. I dodaje: - Administracja publiczna z jednej strony daje większą gwarancję zatrudnienia i innego rodzaju możliwości rozwoju, bo jest ustawa o służbie cywilnej, a z drugiej strony są to przecież pieniądze publiczne, bo podatników.

Czytaj w LEX: Prawo do trzynastki po urlopie macierzyńskim >

- Wszędzie tam, gdzie trzeba bardzo wysokich kompetencji, to te różnice w wynagrodzeniu między sektorem prywatnym a publicznym są duże -  zauważa dr Sławomir Dudek. Jak twierdzi, w administracji publicznej przepłacamy wynagrodzenia tam, gdzie nie są wymagane kwalifikacje, a nie dopłacamy tam, gdzie są wymagane bardzo duże kwalifikacje. – Na pewno system, wynagradzania urzędników państwowych powinien być udoskonalany. Niestety, zamiast finansowania wysokiej jakości usług publicznych poszliśmy w wydatki socjalne. Przez to jest duża rotacja pracowników, a na to nakłada się jeszcze upolitycznienie – podsumowuje ekspert FOR.

 

Sprawdź również książkę: Kodeks pracy. Komentarz >>


Co dalej?

Zdaniem Tomasza Ludwińskiego, przewodniczącego Rady Krajowej Sekcji Administracji Skarbowej NSZZ „Solidarność”, to co trzeba zrobić, to uzależnić mnożnik kwoty bazowej od płacy minimalnej i od inflacji, czyli zapewnić jej waloryzację co roku. Kiedyś płaca minimalna stanowiła połowę mnożnika kwoty bazowej, a teraz jest dokładnie na odwrót, czyli mnożnik kwoty bazowej stanowi połowę minimalnego wynagrodzenia za pracę. Na rok 2022 też nie przewidziano podwyższenia mnożnika kwoty bazowej, bo uznano, że to oznaczałoby podwyżki dla wszystkich pracowników administracji publicznej, tymczasem podwyżki w dalszym ciągu są uznaniowe – mówi Ludwiński. Wskazuje przy tym na rozbieżności w minimalnych mnożnikach kwoty bazowej, które wynoszą od ponad 1 do 8, co oznacza, że w obrębie tej samej grupy urzędniczej mogą być olbrzymie różnice w wynagrodzeniu. – Nie jestem za ich ujednolicaniem, ale niech choć awans oznacza wzrost wynagrodzenia, a nie żeby panowała całkowita dowolność w tym zakresie jak jest obecnie – zaznacza. Jako przykład podaje związkowców na etatach, którzy po 10 lat nie są awansowani. – Są też awanse na wyższe stanowiska bez pieniędzy, gdy kierownicy jednostek chcą w ten sposób osłodzić pracownikom trud pracy, obiecując, że jak będą pieniądze, to będzie i podwyżka – twierdzi Tomasz Ludwiński. I dodaje: - KPRM powinna zauważyć, że jest naszym pracodawcą, a nie traktować nas po macoszemu jak teraz.

Według prof. Huberta Izdebskiego, to, co można i należy zrobić, by przeciwdziałać spłaszczaniu wynagrodzeń, to powiązać wynagrodzenia w administracji publicznej ze wzrostem wynagrodzeń w gospodarce, ustalając przy tym nieprzekraczalną dolną granicę w postaci minimalnego wynagrodzenia za pracę.

- Niestety w systemie wynagradzania administracji publicznej nie ma takiej podstawowej zasady, która trzymałaby ten system wynagradzania w całości. Nie ma w tym logiki. Źródłem problemów, gdy idzie o faktycznie ustalane wynagrodzenia są bardzo rozdrobnieni pracodawcy. Przykładowo we Francji wszyscy lekarze czy nauczyciele są pracownikami publicznymi, a ich pracodawcą jest państwo. Jeśli dochodzi do protestów w kwestiach wynagrodzeń, to reprezentujące ich związki zawodowe negocjują podwyżki z ministrem. U nas pracodawcą jest dyrektor szpitala, który może nie mieć środków na podwyżki. Podobnie sytuacja wygląda z instytutami naukowymi PAN, w których wynagrodzenia dla pracowników zostały ustawowo dostosowane do wynagrodzeń uniwersyteckich, ale nie zapewniono środków finansowych na to dostosowanie – mówi prof. Hubert Izdebski. I dodaje: - Do tego, z podawanymi średnimi wynagrodzeniami jest tak, jak w ogóle z prawdą statystyczną: jeśli idzie pani z pieskiem, statystycznie każde z nich ma po trzy nogi, tyle że taki naturalny byt w przyrodzie nie istnieje.