Przegląd samochodu po terminie wciąż kosztuje dokładnie tyle samo, ile przegląd auta w terminie. W przypadku samochodu osobowego cena wynosi 99 złotych. Gdy auto korzysta z napędu LPG, kwota rośnie do 162 złotych. Sejm nie uchwalił planowanych przez rząd w 2018 roku zmian, które miały wprowadzić wyższe stawki dla spóźnialskich. W efekcie w razie nieważnego badania jedynie kontrola kierowcy przez policję może zakończyć się 500-złotowym mandatem oraz odebraniem dowodu rejestracyjnego. Do tego kierowca zostanie zobligowany do przeprowadzenia przeglądu - w przeciwnym razie auto będzie musiało być wycofane z ruchu. Za samo badanie nie zapłaci jednak więcej, choć miało być inaczej.

Rząd chciał, ale mu nie wyszło

30 października 2018 r. Rada Ministrów przyjęła projekt nowelizacji Prawo o ruchu drogowym oraz niektórych innych ustaw, przedłożony przez ministra infrastruktury. Zakładał on zmiany w systemie badań technicznych pojazdów. Przede wszystkim projekt miał wprowadzić nową opłatę dla spóźnialskich.  Za badanie techniczne  45 dni po wyznaczony terminie opłata miała być o połowę wyższa. Np. w 2019 r. w przypadku pojazdów osobowych wyniosłaby 147 zł (obecne 98 zł + 49 zł). Resort szacował, że wyższe opłaty dotkną ok. 1,56  mln pojazdów rocznie, co da wpływy w wysokości ok. 76 mln zł. Ponadto projekt przewidywał spore zmiany dla stacji kontroli pojazdów. I właśnie przez te zmiany projekt już w trakcie trzeciego czytania na wniosek Jarosława Kaczyńskiego trafił do kosza i nie powrócił jeszcze do Sejmu. W efekcie spóźnialscy płacą za badanie po terminie, tyle co w terminie.

Czytaj również: Nie będzie wyższych opłat dla spóźnialskich. W Sejmie projekt ustawy trafił do kosza >>

 


Starości stracą nadzór nad stacjami

Projekt ponadto przewidywał, że za organizację i funkcjonowanie systemu zapewnienia jakości badań technicznych pojazdów oraz sprawowanie nadzoru nad tymi badaniami, a także przedsiębiorcami prowadzącymi stacje kontroli pojazdów oraz ośrodki szkolenia diagnostów – odpowiedzialny będzie Transportowy Dozór Techniczny (TDT) podległy Ministrowi Infrastruktury. Obecnie nadzór ten sprawuje 380 starostów. W efekcie funkcjonuje tyle rejestrów stacji. Po zmianach miał powstać jeden, centralny. Dyrektor TDT miał poprowadzić też rejestr diagnostów do uprawnionych do wykonywania badań technicznych. Stacje miały ponosić tzw. opłatę jakościową, przeznaczoną na poprawę funkcjonowania systemu badań technicznych pojazdów. Jej ostateczną wysokość miała zostać określona w rozporządzeniu Ministra Infrastruktury i obowiązywać od 2020 r. Jej wysokość miała być uzależniona od wysokości przychodu osiągniętego z tytułu opłat za badania techniczne wykonane po terminie, ale miało to być nie więcej niż 3,5 zł

 

 

Zmiany w szkoleniach diagnostów 

Projekt przewidywał też też powstanie skoordynowanego systemu szkolenia diagnostów pracujących w stacjach kontroli pojazdów. Chodziło o szczegółowe wymagania dotyczące ośrodków szkolenia (infrastruktura i wykładowcy) oraz nadzoru nad nimi.  Stworzony miał być system przeprowadzania odpowiednich egzaminów oraz obowiązkowych szkoleń dla diagnostów: wstępnych i cyklicznych, przypominających i rozszerzających wiedzę dotyczącą konstrukcji pojazdów oraz sposobu przeprowadzania ich badań.

Czytaj również o mniejszych sankcjach dla diagnosty pojazdu >>

Nadzór nad systemem szkolenia diagnostów i funkcjonowaniem ośrodków szkolenia diagnostów powierzonoby dyrektorowi TDT. Obecnie ośrodki szkolenia diagnostów funkcjonują na zasadach wolnorynkowych, ale bez żadnego nadzoru. Zdaniem resortu powoduje to słabe przygotowanie kandydatów na diagnostów i przekłada się na niską zdawalność przez nich egzaminów.

Dyrektora TDT wyznaczono także do prowadzenia Krajowego Punktu Kontaktowego, odpowiedzialnego za wymianę informacji (związanych z badaniami technicznymi pojazdów) z pozostałymi państwami Unii Europejskiej oraz Komisją Europejską. Nowe wymagania są konsekwencją wytycznych określonych w dyrektywie  2014/45/UE